Jeffrey Archer nie jest moim ulubionym autorem. Czytałam zaledwie jedną, może dwie jego książki, ale od czasu do czasu chętnie sięgam po jego twórczość. Tak, żeby trzymać rękę na pulsie, bo kto wie, może tym razem trafię na historię, w której przepadnę bez reszty?
Tak się składa, że „Brama zdrajców”, którą czytałam ostatnio to szósta (!) część serii o nadinspektorze Williamie Warwicku. Nie miałam okazji zapoznać się z wcześniejszymi pozycjami z tej serii, ale uznałam, że jakoś sobie poradzę.
Bajecznie drogocenne klejnoty koronne muszą zostać przewiezione z Tower of London na inauguracyjną sesję parlamentu, w której udział bierze królowa. To ściśle tajna i zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach operacja. Tylko szaleniec pokusiłby się o rzucenie wyzwania londyńskiej policji i próbę kradzieży tych kosztowności. Szaleniec albo wyjątkowo zuchwały i utalentowany złodziej.
William Warwick ma jeden cel – dostarczyć klejnoty do parlamentu. To nie ma prawa się nie udać, w końcu to nie jego pierwsza skomplikowana operacja. Londyn jakby zastygł w oczekiwaniu na to, co się wydarzy. Niby życie toczy się normalnie, a jednak miasto na chwilę wstrzymało dech.
Początkowo „Brama zdrajców” mnie do siebie nie przekonała. Czytało mi się ją mozolnie, nie mogłam wgryźć się w tę historię, nie dałam się porwać stylowi narracji. Nie jestem pewna, na ile było to spowodowane tym, że nie znałam poprzednich pięciu tomów serii (na przykład musiałam sobie zafundować przyspieszony kurs poznawania bohaterów), a na ile dość powoli rozkręcającą się akcją. Nie zmienia to jednak faktu, że przy tej książce warto pozostać wytrwałym czytelnikiem. W pewnym momencie lektury nastąpił bowiem ten przeskok, po którym historia tylko zyskiwała z każdą kolejną stroną, akcja się zagęściła, a ja wprost nie mogłam się od niej oderwać.
Widać, że Jeffrey Archer stawia na kreację bohaterów – każda postać jest dokładnie przemyślana. Zdecydowanie nie są to postacie papierowe, każdemu z nich autor poświęca uwagę, skupiając się na cechach charakteru, motywach, zachowaniach i podejściu do sprawy. To bardzo korzystnie wpływa na odbiór całej historii i nie dziwię się, że może być trudno rozstać się z Williamem Warwickiem.
Choć nie tylko bohaterami ta powieść stoi. Jeffrey Archer wszystko sobie dokładnie przemyślał – od lekkiej, acz wciągającej i lekko niepokojącej narracji, przez pieczołowitą dbałość o szczegóły, a na osadzeniu tej opowieści w realiach XX wieku kończąc. Przez to wszystko momentami zapominałam, że czytam fikcję literacką.
„Brama zdrajców” to thriller z wątkami sensacyjnymi, kilkoma bardzo interesującymi zwrotami akcji i misternie utkanym planem działania. Jedyne, przed czym ostrzegam, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę książkę, to możliwe, że zawiera ona spoilery do poprzednich części (bo część bohaterów na pewno się powtarza). Jeśli jednak to was nie zniechęca, to ja „Bramę zdrajców” serdecznie polecam.
AP
(biuro@dlalejdis.pl)
Jeffrey Archer, „Brama zdrajców”, Wydawnictwo Rebis, Poznań, 2024.