„Dziennik 1954”– recenzja

Recenzja książki „Dziennik 1954”.
Tyrmand, autor bestsellerowej powieści kryminalnej z lat 50. XX wieku, obnaża w „Dzienniku” swoje życie zawodowe i miłosne oraz absurdy komunizmu.

Gombrowicz pisał: „Dziennik kupuje się dlatego, że autor sławny. A ja dziennik pisałem, żeby stać się sławny”. Gdy Tyrmand pracował nad zapiskami dnia codziennego – choć głęboko wierzył w swój talent – nie wróżył sobie sukcesu. Nie mógł go osiągnąć, ponieważ, jak sam uważał, na drodze stał golem z piachu i brudu, czyli ograniczający i szpetny w każdej możliwej postaci komunizm.

W „Dzienniku 1954” Tyrmand dzieli się przemyśleniami na temat ówczesnej sytuacji w kraju, opowiada, jak wygląda życie człowieka, który wybiera ubóstwo w imię ideałów, i zwierza się z miłosnych podbojów. Ile szczerości, a ile pozy i autokreacji w tych rozważaniach – można się tylko domyślać. Niemniej czyta się je z niekłamaną przyjemnością. Tyrmand potrafi utrzymać uwagę odbiorcy, zarówno gdy dotyka rzeczy ważnych, jak i pochyla się nad błahostkami codzienności. Najwięcej uwagi poświęca komunizmowi i jego absurdom – krytykuje otwarcie ustrój, nazywając go zbrodnią i pomyłką. Czasem jest poważny, czasem szydzi i ironizuje. Często podkreśla swoje stanowisko dotyczące współpracy z komunistyczną prasą – namowy kolegów po piórze i zła sytuacja materialna nie przekonują go, by pisać pod dyktando rządu. Wspomina o tych, którzy ugięli się w zamian za dostatnie i spokojne życie. Nie chce iść ich śladem, choć marzy mu się kariera i egzystencja na poziomie. W jego narracji wyczuwalne są żal i złość – w końcu mieszka w kraju, które hamuje talenty, indywidualizm oraz wolność.

Podczas lektury „Dziennika” odniosłam wrażenie, że Tyrmand dokonuje swego rodzaju autoprezentacji – pręży muskuły, oczekując zachwytu. Szczyci się miłosnymi podbojami, deprecjonuje partnerkę poprzez ukazywanie jej jako uroczej trzpiotki i nieustanne wspomina o niezłomności własnych przekonań. W pewnym sensie próbuje za sprawą „Dziennika” narzucić określony odbiór swojej osoby – buntownika, nonkonformisty, kobieciarza. Nie twierdzę, że to obraz zakłamany, ale z pewnością podkoloryzowany.

W momencie, gdy Tyrmand pisał „Dziennik 1954” towarzyszyło mu poczucie twórczej beznadziei. Nie przypuszczał, że stanie się niebawem autorem bestsellerowej powieści „Zły”, która zmieni jego życie i zapisze się w historii literatury jako książka-legenda. Tyrmand to postać ciekawa i charyzmatyczna, czego odzwierciedleniem jest jego „Dziennik” – barwny, anegdotyczny, momentami depresyjny. Wszystkich, których interesuje postać pisarza, lektura nie zawiedzie.

Paulina Kryca
(paulina.kryca@dlalejdis.pl)

Leopold Tyrmand, „Dziennik 1954”, Wydawnictwo MG, Warszawa.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat