Niejednokrotnie pisałam, że fanką twórczości Wojciecha Wójcika stałam się po przeczytaniu „Miałeś tam nie wracać”. Od tamtej pory sięgam po wszystkie nowości tego autora. Niektóre przemawiają do mnie bardziej, inne nieco mniej, ale za każdym razem wiem, że przeczytam każdą kolejną jego książkę. Jakże więc mogłabym sobie odpuścić „Jęk zamykanych bram”? Najnowszą powieść autora.
Arek, typ osiłka, ochroniarz w warszawskim klubie o raczej szemranej reputacji, trafia do szpitala. Pobicie, które choć odcisnęło widoczne znaki na jego ciele, zdaje się nie zagrażać zdrowiu, nieoczekiwanie kończy się śmiercią. Podejrzane? Oczywiście, że tak. Tego, co właściwie się stało, chcą dowiedzieć się były policjant, lekarka, która tego dnia pełniła w szpitalu dyżur i młoda kelnerka, która pracowała razem z Arkiem. Wojciech Wójcik jak zwykle nie dostarcza prostych rozwiązań. Fabuła staje się coraz bardziej zawiła, kolejne tropy wyprowadzają nas (i bohaterów) na manowce, a niepasujące do siebie początkowo fragmenty układanki, powoli zaczynają trafiać na właściwe miejsce.
Tym, co charakteryzuje „Jęk zamykanych bram” jest niewątpliwie klimat i miejsce osadzenia akcji. Spośród książek autora, które do tej pory czytałam, chyba po raz pierwszy jesteśmy tak blisko półświatka przenikającego się ze światem bogatych warszawiaków. I przyznaję, że przypadła mi do gustu ta brudna i mroczna atmosfera tej opowieści. Od razu przekazuję ostrzeżenie dla tych nieco wrażliwszych fanów twórczości autora. Ta książka ma w sobie brutalne elementy. Dzięki temu jednak zdecydowanie zyskuje na wiarygodności. Co więcej, zwraca uwagę (mimo że oczywiście to przede wszystkim nadal książka rozrywkowa) na te problemy społeczne, które na co dzień mogą nam umykać.
Jak to zwykle w książkach Wojciecha Wójcika bywa, aby zrozumieć to, co stało się z ochroniarzem, musimy odkryć jego przeszłość. Nie jest to jednak zadanie bezpieczne dla naszych bohaterów. A jeśli o nich chodzi, to jak zwykle – nie jest jednowymiarowo, co wyjątkowo sobie cenię. Wojciech Wójcik, dzięki temu, że pisze dłuższe powieści (choć przy pozostałych „Jęk zamykanych bram” wygląda i tak mocno przeciętnie ze swoimi ponad 500 stronami), ma czas, aby pokazać nam różne odcienie szarości swoich bohaterów. Dlatego czasem trudno ich polubić od pierwszego rozdziału, choć czasem „rozczarowują”, bo potrafią być bardzo ludzcy. Każda z pojawiających się postaci wnosi jednak coś do samej książki i robi to bardzo naturalnie i wiarygodnie. Dzięki temu właśnie te powieści tak dobrze się czyta.
„Jęk zamykanych bram” to książka, która wprost idealnie wpisuje się w jesienny klimat. Pełna napięcia historia kryminalna, która zatrzyma was przy sobie, nawet gdy herbata już dawno wystygnie. Fani gatunku z pewnością nie będą rozczarowani, a nowi czytelnicy mogą równie łatwo dać się porwać temu kryminalnemu potokowi zdarzeń.
AP
(biuro@dlalejdis.pl)
Wojciech Wójcik, „Jęk zamykanych bram”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2024.