Jeśli chodzi o moment pojawienia się nowości świątecznych, są dwa obozy. Jedni czekają na niego z utęsknieniem - im wcześniej, tym lepiej. Drudzy psioczą, że święta tracą swój urok przez to, że jesteśmy nimi „atakowani” już kilka miesięcy wcześniej. Bliżej jest mi do tego pierwszego, ale też uważam, że na rozpoczęcie sezonu trzeba wybrać dobry moment i zachować rozsądne dawki. Pierwszą książkową dawkę przyjęłam w postaci rodzimej pozycji „Kim jesteś, Mikołaju?” Anny Szczęsnej.
Książka przykuła moją uwagę zarówno klimatyczną okładką, jak i opisem, z którego wynikało, że głównymi bohaterami jest para z pewnym stażem. Była to dla mnie „gwarancja”, że nie będziemy mieć do czynienia z typowym, tandetnym romansem, gdzie tygodniowa znajomość wywraca czyjeś życie do góry nogami, a ochy i achy posłużą za wypełniacz stron. Punkt wyjścia książki „Kim jesteś, Mikołaju?” od takiego schematu znacząco odbiega, chociaż kończyny dolne też odgrywają tu swoją rolę.
Mieszkający w anonimowym mieście Magda i Witek, marzą o wyjeździe do Ameryki Południowej. Nie mówimy tu o all inclusive, a półrocznym przemierzaniu całego kontynentu z plecakiem. Na taką wyprawę oczywiście potrzeba pieniędzy, a pech, czy raczej ludzka głupota, chce, że Witek, który miał spędzić miesiąc przed świętami, wcielając się w świętego Mikołaja, łamie nogę. Po niespecjalnie delikatnej manipulacji babci Danuty Magda postanawia, że przejmie fuchę męża.
W tym momencie powieść mogła skręcić w komediowe i/lub sentymentalne tory. Praca w roli Mikołaja nie jest przecież czymś, czym ktoś zajmuje się okrągły rok i tylko pozornie wymaga jedynie nałożenia na siebie odpowiedniego czerwono-biało-czarnego stroju.
Autorka starała się połączyć oba motywy, ale trudno nie zauważyć, że zdecydowanie lepiej czuje się w momentach spokojniejszych i emocjonalnych. Teoretycznie mamy dwójkę głównych postaci, ale to z Magdą spędzamy większość czasu, a jest to osoba, która potrafi działać na nerwy swoim rozchwianiem i szukaniem dziury w całym. To moje pierwsze zetknięcie z twórczością Anny Szczęsnej, więc nie wiem, czy to jej typowy styl. Wiem jednak, że nie jestem fanką wkładania czytelnikowi do głowy gotowych wniosków, jakie powinien wysnuć na temat protagonistki. Szczególnie kiedy ciężko na niektóre z nich znaleźć potwierdzenie w jej czynach, czy słowach.
Sceny spotkań podszyte nostalgią, smutkiem i prawdziwymi problemami są najmocniejszym punktem całej historii. Te, w zamierzeniu humorystyczne, wypadają dość sztucznie i nieprzekonująco, a nawet, o ironio, przygnębiająco. Paradoksalnie, przez ich nagromadzenie w pewnym momencie można pomyśleć, że wręcz obrzydzają nam święta, bo widząc je w takim wydaniu, naprawdę można się zniechęcić.
Niemniej, zeszły sezon zakończyłam prośbą o większą różnorodność, a jeśli crossdressingowy Mikołaj nie wpisuje się w ten trend, to nie wiem, co spełnia to kryterium. Nuta magii związanej z przemianą w symbol świąt pozwala nam zapomnieć nawet o tym, że „kilka dni przed Bożym Narodzeniem” potrafi rozciągnąć się na kilkaset stron, a my wciąż lądujemy dwa dni przed Wigilią.
Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)
„Kim jesteś, Mikołaju?”, Anna Szczęsna, Wydawnictwo Filia, Poznań, 2024.