„Obżartuchy i opilce” – recenzja

Recenzja książki „Obżartuchy i opilce”.
„Jest on dobry i skuteczny na: ból żołądka, niestrawność i wymioty(…), odkręca zawroty głowy, a co najważniejsze «romantyzm gubi», a ponadto: krótki oddech umacnia, «glisty w dzieciach umarza», więc należy go podawać im po łyżce przez cztery lub pięć poranków z rzędu”.

Historia w smutnym wydaniu szkolnym kojarzy się głównie z ustalaniem kto, z kim i kiedy wojował. Mało jest w niej wglądu w szarą codzienność naszych przodków. O tym z kolei w dorosłym życiu usłyszeć można chyba tylko, gdy nowo powstały film/serial kostiumowy narazi się jakiemuś historykowi, który nie omieszka wytknąć rażących jego zdaniem błędów. Bądźmy jednak poważni. Nikt nie sięga po tego typu produkcje z nastawieniem na edukację - od tego na szczęście wciąż mamy książki.

Recenzowana dziś „Obżartuchy i opilce. Przewodnik po stołach, garach i innych krainach Wielkiej I Rzeczypospolitej” Jacka Komudy zabiera nas w podróż w czasie do I Rzeczpospolitej (XV-XVIII wiek). Celem, jaki jej przyświeca, jest pokazanie jak wyglądała i jakim przemianom ulegała kuchnia polska zarówno z biegiem lat, jak i pod wpływem innych kultur. Nie zdradzając za wiele, mogę napisać, że to, co dziś pozostało na stołach z naszej kulinarnej spuścizny, niegdyś uchodziło za pożywienie… najniższej warstwy społecznej.

Dla tych, którzy mają chęć to zmienić i zjeść albo ugościć kogoś jak szlachcic, autor zamieszcza blisko sto przepisów (na końcu książki znajdziemy poręczny spis). Są wśród nich m.in. ruchańce kujawsko-pomorskie i towarzyszący im fjut (nie, nie ma tu literówek), likwor vespetro (wysławiany w cytacie z leadu), mamałyga, raki z sardelami, czy cielęcina postna ze szczupaka (właśnie tak). Nasi przodkowie lubili bowiem nie tylko kontrastowe połączenia, jedzenie udające inne jedzenie, pieczenie zwierza w innym zwierzu, ale również potrawy, które bardziej szokowały niż smakowały. Odkrywanie ich kulinarnych pomysłów to doświadczenie, które zarówno uczy, jak i zapewnia intrygującą porcję rozrywki.

Jacek Komuda nie poprzestaje jednak na samej kuchni. Przybliża również barokowe budownictwo, wybrane potyczki na morzu i lądzie, historię miast i elementy kultury. Autor postanowił wydzielić rozdziały pod względem geografii na Prusy Królewskie i Książęce, Prowincję wielkopolską, Prowincję małopolską i Prowincję litewską. Niestety, momentami powoduje to poczucie chaosu, bo przeskakujemy od jedzenia do innych kwestii i potem znów do niego wracamy, aby za chwilę znów zająć się czym innym. Być może lepszym rozwiązaniem byłby podział tematyczny na kulinaria i resztę. Nie zawadziłoby również uzupełnienie tekstu większą liczbą rysunków, bo starcie wyobraźni z techniką nie zawsze kończy się zwycięstwem.

Już po lekturze dowiedziałam się, że „Obżartuchy…” są drugim tomem serii „Almanachy Szlacheckie” (część pierwsza to „Warchoły, złoczyńcy i pijanice: czyli spis hultajów z czasów Rzeczypospolitej Szlacheckiej”) i w limitowanej wersji elektronicznej uzupełnione są o dodatek specjalny. Tak więc każdy czytelnik, który po tych 470 stronach wciąż będzie odczuwał głód wiedzy, ma szansę szybko go zaspokoić.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

„Obżartuchy i opilce. Przewodnik po stołach, garach i innych krainach Wielkiej I Rzeczypospolitej”, Jacek Komuda, Wydawnictwo Fabryka Słów, Ożarów Mazowiecki, 2024.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat