Piracka brać została na pewien czas zapomniana zarówno w literaturze, jak i filmie. „Piraci z Karaibów” odwrócili ten trend, co zaowocowało całą filmową sagą, a i pisarze przychylniejszym okiem spojrzeli na morskie przygody. Jednym z nich jest Mateusz Libera, który postanowił sięgnąć po korsarską tematykę. W jego książce nie zabraknie walk na otwartym morzu, buntu wśród załogi, mitycznego zaginionego skarbu i moralnych dylematów.
Zaginiona córka gubernatora, tajemnicza złodziejka, stary, doświadczony pirat Hank Buckley, zwany Krwawookim oraz Flynn – stajenny, który decyduje się na całkowitą zmianę swojego życia. Oni wszyscy kształtują fabułę książki, a ich decyzje pchają całą historię do przodu. Tak naprawdę „Piraci. Złoto szaleńców” to nie tylko powieść przygodowa, w której liczy się jedynie odnalezienie skarbu na tajemniczych Wyspach Galapagos, ale opowieść o trudnych relacjach międzyludzkich. Mateusz Libera serwuje nam książkę o zerwanych więziach rodzinnych oraz próbie ich odbudowy. Znajdziemy tu również silny motyw dojrzewania. Droga do dorosłości Flynna jest wyboista i usiana trudnościami, ale ta morska podróż ukształtuje go jako człowieka. Zresztą prawie wszyscy bohaterowie zmierzą się ze swoimi słabościami, a ten niezwykle trudny rejs na Galapagos okaże się przełomowym momentem ich życia.
Dużym plusem książki Mateusza Libery jest dynamika akcji. Jednocześnie śledzimy wydarzenia na dwóch statkach, które za cel obrały sobie tę samą wyspę. Na obu okrętach panuje spora dyscyplina. Autor nie unika tu brutalności – każda niesubordynacja musi zostać ukarana. Piraci mają swój specyficzny kodeks, ale często brakuje im ludzkich odruchów. Dzięki temu cała historia jest bardziej wiarygodna. Umówmy się, że piracka brać nie charakteryzowała się nigdy nadmiernie rozwiniętym sumieniem.
Książka obfituje w całkiem sprawnie napisane dialogi (nie jest to oczywista sprawa u początkujących autorów), które chwilami mają ten oczekiwany przeze mnie piracki sznyt. Autor serwuje nam wiele nieprzewidywalnych scen, nie wiemy, komu można ufać, na kogo liczyć, zdrada i lojalność płynnie się przenikają. Nie zabraknie tu również delikatnego wątku romansowego oraz dość zaskakującego zakończenia. Oczywiście Mateusz Libera nie ustrzegł się kilku błędów, więc rys psychologiczny głównych postaci nie jest zbyt mocno rozbudowany, ale przecież w literaturze rozrywkowej chodzi o coś zupełnie innego.
Jeśli macie ochotę na piracką, morską przygodę pełną intryg i bezpośrednich pojedynków, to zapraszam do lektury. Może nie jest to powieść na miarę kultowej już „Wyspy skarbów” Stevensona, ale to porządny kawałek powieści przygodowej, gdzie czuć proch strzelniczy i słoną, morską wodę. Mam nadzieję, że ta książka doda wiatru w żagle Mateuszowi Liberze, a jego statek z marzeniami nie zatonie już po pierwszej wyprawie w nieznane. Byłoby naprawdę szkoda.
Anna Wasyliszyn
(anna.wasyliszyn@dlalejdis.pl)
Mateusz Libera, „Piraci. Złoto szaleńców” , Kraków, Wydawnictwo Initium, 2024.