Kryminolog śledczy Christopher Berry-Dee na przestrzeni lat przeprowadził ponad trzydzieści wywiadów z seryjnymi zabójcami. Z każdym wiązała się żmudna i droga procedura rozpoczynająca się od wieloletniej korespondencji mającej na celu wzbudzenie zaufania potencjalnego rozmówcy. Jednocześnie zgłębia się jego środowisko od narodzin do zamknięcia za murami ośrodka penitencjarnego włącznie, co oznacza przejrzenie setek dokumentów oraz poznanie bliższego i dalszego otoczenia osadzonego na każdym etapie życia. Potem mamy do pokonania biurokratyczną machinę i otrzymanie zezwolenia z Departamentu Więziennictwa. Cały ten wysiłek może zostać zaprzepaszczony, kiedy przełykając ze zdenerwowania ślinę, stoimy pod bramą i nagle otrzymujemy informację, że zwyrodnialec w ostatniej chwili zmienił zdanie.
Berry-Dee wybrał do „Rozmów z seryjnymi mordercami” dziesięć okrytych złą sławą postaci. Każde studium składa się z trzech części: opisu zbrodni, zarysu dzieciństwa i początków przestępczej kariery oraz mniej lub bardziej rozbudowanej analizy motywów i przyczyn leżących u podstaw mrożących krew w żyłach zachowań. Niektóre nazwiska są dość znane, jak Aileen Carol Wuornos (jej historię przedstawia biograficzny dramat „Monster”), czy Henry Lee Lucas (bohater zeszłorocznego serialu Netflixa „The Confession Killer”), o innych przypadkach słyszałam po raz pierwszy, więc miały „większą siłę rażenia”. Najbardziej zaciekawiła mnie sprawa Douglasa Daniela Clarka, który zapłacił ogromną cenę za swój donżuanizm.
Niestety, w tym momencie muszę wytknąć poważny błąd rzeczowy. Przypadek Ronalda Josepha „Butcha” DeFeo Juniora i mordu na jego rodzinie to nie seryjne morderstwo (trzy osoby lub więcej w różnych odstępach czasu), a morderstwem masowe (co najmniej cztery osoby w tym samym miejscu i czasie), dlatego też nie powinien się w ogóle znaleźć w tym zestawieniu. Trudno pogodzić ze sobą tak rażące niedopatrzenie z ilością pracy włożoną w powstanie tej książki, rozszerzeniem typowego „bo miał(a) złe dzieciństwo” o problemy natury biologicznej i genetycznej wpływające na skłonność do przemocy, a nawet pokazaniem, że praca policji nie zawsze polega na łapaniu tych złych, a czasem jedynie na sztucznym nabijaniu wyników za wszelką cenę.
Wbrew pozorom w „Rozmowach z seryjnymi mordercami” niewiele jest samych rozmów. Dosłowne cytaty można by policzyć na palcach, większość książki zajmują moim zdaniem miejscami aż nazbyt szczegółowe, epatujące wulgarnością opisy gwałtów i zabójstw. Myślę, że nie tylko mnie drażnił suchy, schematyczny i bezceremonialny styl autora tak podsumowującego kobietę, która miała pecha wyjść za mąż za mordercę „nieco ograniczona, brzydka (…) naiwna, łatwowierna sprzątaczka bez przyjaciół, która łudziła się nadzieją, że poznała przyzwoitego, pracowitego mężczyznę”.
Kontakt z ludźmi zdolnymi do najgorszego i równocześnie nieokazującymi wyrzutów sumienia z pewnością musiał być wstrząsającym przeżyciem dla Christophera Berry-Dee. Biorąc pod uwagę wyżej wymienione potknięcia, ciężko jest mi ocenić, w jakim stopniu udało mu się przekazać czytelnikom jego meritum.
Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)
Christopher Berry-Dee, „Rozmowy z seryjnymi mordercami”, Warszawa, Wydawnictwo Czarna Owca, 2020 r.