Rozsiądźcie się wygodnie. Tym razem na pierwszy plan wysuwa się historia Allie Hayes, studentki stojącej przed wyborem dalszej drogi życiowej oraz Deana Di Laurentisa, niepoprawnego podrywacza z drużyny hokejowej. Allie przechodzi trudny okres po zakończeniu długotrwałego związku, a jej przyszłość wydaje się coraz bardziej niepewna. Z kolei Dean wiedzie beztroskie życie pełne sukcesów zarówno na lodzie, jak i poza nim. Ich spotkanie wydaje się przypadkowe. Jednorazowa noc miała pomóc im zapomnieć o problemach. Jednak to, co miało być chwilowe, zaczyna przeradzać się w coś głębszego. Dean, dotychczas nieprzywiązujący wagi do związków, zaczyna czuć, że Allie może być kimś więcej niż kolejnym, przelotnym romansem.
Elle Kennedy ponownie udowadnia, że jest mistrzynią w budowaniu chemii między bohaterami. Relacja Allie i Deana rozwija się w sposób naturalny, przechodząc z początkowej fizycznej fascynacji do znacznie bardziej emocjonalnego zaangażowania.
Cenię sobie książki Kennedy za to, że zawsze niosą one ze sobą potężne wartości. Zatrzymałam się na chwilę przy Deanie, który wydawał się być prawdziwym bawidamkiem i jednowymiarowym playboyem. Aż skarciłam się, kiedy ostatecznie pokazał swoją moralną i ludzką stronę. Nadało to temu bohaterowi autentyczności, a ja sama przepraszałam go w myślach za tę niegrzeczną, powierzchowną ocenę.
Niezmiennie wątek miłosny w „The Score” jest na najwyższym poziomie. Relacja bohaterów jest pełna napięcia, namiętności i zaskakujących zwrotów akcji. To sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością. Ajaj, co tam się Moi Drodzy dzieje! Fabuła koncentruje się na gorącej relacji. Autorka nie unika jednak poruszania ważnych tematów. Przeplata wątki o poszukiwaniu własnego „ja”, walki z oczekiwaniami otoczenia oraz radzeniu sobie z kryzysami życiowymi. Elle Kennedy po raz kolejny stworzyła historię, która przyciąga od pierwszej do ostatniej strony, łącząc lekką rozrywkę z wartościowym przekazem.
Chyba, jako niemalże zawodowej recenzentce, nie wypada mi napisać, że lubię oceniać książkę po okładce. Trochę jednak jest w tym prawdy. Książki z gatunków tych lekkich, dedykowanych jako wieczorne lektury, nierzadko wybieram, zwracając uwagę na ich zewnętrzne walory. Skłamałabym, gdybym nie powiedziała, że i ta seria zaintrygowała mnie początkowo swoją przepiękną grafiką. Okładka „The Score. Podbój” jest namiętna, nieco komiksowa i bezsprzecznie należy do tych, którymi śmiem się zachwycić. Pozycja pasuje mi także do domowej biblioteczki. Gabarytowo mieści się raczej w klasycznych rozmiarach. 442 strony, nieco żółtawy papier i przyjemna dla oka czcionka, no i ta okładka…
Nie po raz pierwszy autorka zachowała doskonały balans pomiędzy humorem, a emocjonalną głębią. Opowiadana historia nie jest przez to ani przerysowana, ani sztuczna. Ma swój charakter, swoje tempo i zdaje się być przez to bardziej prawdziwa. Dialogi są pełne błyskotliwych ripost i dzięki temu bawią. W przedstawionej historii są jednak również momenty, dzięki którym można nazwać tę książkę prawdziwym wyciskaczem łez. Elle Kennedy! Wiedziałam, że i tym razem się nie zawiodę!
Klaudia Dydymska
(klaudia.dydymska@dlalejdis.pl)
Elle Kennedy „The Score. Podbój”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2024.