„Wichrowe Wzgórza” Emily Brontë – recenzja

Recenzja książki „Wichrowe Wzgórza”.
„Wichrowe Wzgórza” to absolutna klasyka powieści, czytana wciąż na nowo przez kolejne pokolenia. Dramatyczna, a nawet brutalna opowieść o Cathy i Heathcliffie była także wielokrotnie ekranizowana. Jednak czy w dzisiejszych czasach nie trąci już myszką? Czy warto skusić się na kupno najnowszego wydania ze współczesnym tłumaczeniem autorstwa Piotra Grzesika?

Powieść została napisana w formie opowiadania w opowiadaniu. Pan Lockwood, nowy dzierżawca Thrushcross Grange, poznaje gospodarza i właściciela posiadłości Wuthering Heights (Wichrowe Wzgórza), pana Heathcliffa, bogatego, acz nieokrzesanego gbura i jego ponurą rodzinę. Po nieprzyjemnych zdarzeniach, których doświadczył, zaciekawiony historią dziwnej rodziny i tajemniczej Catherine, której zapiski przez przypadek przeczytał, pan Lockwood wyciąga resztę historii od Ellen Dean, swojej gospodyni, która opowiada mu wszystkie, dziejące się na przestrzeni wielu lat, wydarzenia ze szczegółami.

Okazuje się, że dawno temu  w Wuthering Heights zdarzyła się skomplikowana i gwałtowna historia miłosna między panem Heathcliffem (jako dziecko znalezionym na ulicy Liverpoolu) a panną Catherine (córką gospodarza), a także Isabellą i  Edgarem Lintonami. Kolejne śmierci wcale nie są końcem tej niesamowitej historii miłosnej. Jej skutki są nadal odczuwalne w kolejnych pokoleniach rodzin mieszkających w dwóch sąsiednich dworach.

Myśląc o XIX-wiecznej powieści, zwykle mamy na myśli damy w pięknych sukniach, eleganckich dżentelmenów, wytworne obyczaje i popołudniowe herbatki. Jednak czytając „Wichrowe Wzgórza” możemy się przekonać, że mieszkańcy Wielkiej Brytanii w roku 1801 (i wcześniej) byli takimi samymi ludźmi, jak my, mieli te same przywary – nawet jeśli posiadali wysokie, jak na owe czasy, wykształcenie i duży majątek.

Nie znajdzie się tu delikatnego języka, znanego choćby z powieści Jane Austen, gdzie bardziej spojrzenia niż mowa świadczą o przeżywanych uczuciach. W „Wichrowych Wzgórzach” występuje miłość i nienawiść o najwyższym stopniu gwałtowności. Można też spotkać się z długimi monologami, co może nie brzmi zbyt zachęcająco. Jednak wyziera z nich tyle trafnych spostrzeżeń i uczuć o takim nasileniu, że warto się z nimi zapoznać.

Brutalny język, dosadne wyrażenia, gwara, brak dobrych manier, rzeczywiste uczucia wyrażone w najbardziej bezpośredni sposób – to odróżnia tę powieść od innych, pisanych wtedy, gdy zwykle nie odważano się na napisanie choćby niewinnego przekleństwa – a jeśli nawet, to zwykle nie wypowiadał go chyba żaden główny powieściowy bohater. Język tego dzieła brzmi niekiedy, jakby go napisał jakiś współczesny autor, który chce wystawić czytelnika na próbę i sprawdzić, ile ten może znieść. Mimo tego w utworze pobrzmiewa mocna romantyczna nuta, jest też nawiązanie do spraw nadprzyrodzonych.

Przy tym między kartami książki można się doszukać delikatnych przebłysków humoru, wprowadzonych przez osobę pana Lockwooda. Dodatkowo, styl pisania sprawia, że czujemy wręcz, jako czytelnicy, te powiewy wiatru, które opisuje Emily Brontë, tę gwałtowność charakteru pana Heathcliffa, zupełnie jakby stał tuż obok. Autorka umie przy tym stworzyć pasjonującą historię, która sama w sobie jest ciekawa,  a  przecież każdy człowiek lubi słuchać zajmujących opowieści. Wszystkie wymienione wyżej czynniki składają się na dzieło, od którego nie można się oderwać. Współczesny przekład dodatkowo wydobywa wszystkie „chropowatości”, których „rogi” były nieco złagodzone w przekładzie J. Sujkowskiej w 1929 r. (ale jest też bardziej wymagający dla czytelnika, ze względu na gwarę).

Powieść pozornie jest skierowana do miłośników romansów, porywów wielkich namiętności i wiktoriańskich powieści. Jednak jest ponadczasowy charakter jest jasny dla każdego, kto przeczyta ją do końca. Udowadnia ona, że pod pozłotą z dobrego wychowania wciąż buzują w nas pierwotne, silne instynkty, a pozwalamy sobie na ich ujawnienie, bo możemy. Głównych bohaterów raczej trudno polubić, ich samolubne, gwałtowne charaktery, lekceważenie uczuć innych i niszczenie tego, co im przeszkadza, raczej do tego nie skłaniają. Jest to jedno z tych dzieł, które nikogo nie pozostawią obojętnym, nawet współcześnie. Jednocześnie przyciąga ono i odpycha czytelnika.

Książka została wydana w serii Wydawnictwa MG. Szaroniebieska okładka z damą galopującą na czerwonym koniu jest całkiem ciekawa i nowoczesna. Natomiast opis i cytaty na tylnej stronie okładki mogłyby być nieco bardziej czytelne (ze względu na osoby o słabszym wzroku). Plusem tego wydania jest na pewno apendyks i posłowie autorstwa tłumacza – po przeczytaniu takiej książki chce się bowiem wiedzieć coś więcej na jej temat. Paweł Grzesik stawia bowiem różne ciekawe tezy, które pozwolą spojrzeć na tę powieść w  inny sposób, niż tylko jak na ciekawą, wręcz porażającą historię miłosną (choć oczywiście wcale nie muszą być dokładnie tym, co Emily Brontë miała na myśli, pisząc powieść).

Iwona Radomska
(iwona.radomska@dlalejdis.pl)

Emily Brontë, „Wichrowe Wzgórza”, Wydawnictwo MG, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat