Nowy rok czytelniczy postanowiłam rozpocząć książką, co do której nie miałam żadnych oczekiwań. Sam opis okładkowy i ten, jaki można znaleźć w internecie, są równie zagadkowe, co intryga, z którą mamy do czynienia. Warto też zaznaczyć, że ta historia jest już wiekowa - w tym roku recenzowana pozycja „Strange Countess” obchodzi dokładnie setną rocznicę wydania. Książka jest również na tyle krótka (liczy bowiem nieco ponad 200 stron), że trudno stwierdzić, ile i do którego punktu można zdradzić. Z tego właśnie powodu niektóre elementy fabuły muszę przedstawić dość powierzchownie.
Główną bohaterką jest Lois Reddle – młoda, osierocona pracownica kancelarii prawniczej. Jej praca polega głównie na pisaniu na maszynie, jest nudna, żmudna i słabo opłacana. Jedynym promykiem nadziei jest fakt, iż w tym samym miejscu pracuje pewna trzpiotka – jej współlokatorka Liza. Niemalże z dnia na dzień los dziewczyny się odmienia. Lois ma zostać sekretarką księżnej Moron (tak, Edgar Wallace musiał mieć poczucie humoru, wybierając to nazwisko), zamieszkać w pałacu, jadać z arystokracją, mieć czas na wychodne i wyjścia do teatru. Jednocześnie w życiu Lois zaczyna się robić coraz dziwniej i niebezpieczniej, a odpieranie zalotów namolnego adoratora, który może być kimś innym, niż przedstawia, przestaje być jej jedyną bolączką.
Czytając, zastanawiałam się, na ile cały spisek będzie zamknięty w czterech ścianach posiadłości i myślę, że tak szybkie jej porzucenie było błędem. Księżna i jej dorosły, choć protekcjonalnie traktowany syn, mają na tyle nietypową, żeby nie powiedzieć nienormalną relację, że warto byłoby poświęcić jej więcej miejsca. Pomogłoby to również w lepszym wykreowaniu klimatu tajemnic i wyższych sfer, którym, co prawda, nie brakuje pieniędzy, ale nierzadko umiejętności wyrażania uczuć, nawet w wąskim kręgu rodzinnym. Być może wynika to też z faktu, iż jestem przyzwyczajona do kryminałów, które mają co najmniej 100-150 stron więcej, gdzie istnieje większa możliwość lepszego zarysowania postaci, nawet tych z dalszego planu.
Tymczasem Edgar Wallace najwyraźniej stwierdził, że nie ma czasu na typową ekspozycję, rozwinięcie i zakończenie. Od początku zostajemy bezceremonialnie wrzuceni w wir wypadków, upadków, ciemnych uliczek, tajemnic, trucizn i niecnych zamiarów. Nieustanne kreowanie wydarzeń, które napędzają akcję do pewnego momentu działa, lektura płynie szybko i energicznie. Pod koniec jednak nawet ci bardziej spolegliwi czytelnicy, będą musieli jednak przyznać, że prawa logiki i prawdopodobieństwa zostają przekroczone. Fakt, iż całość zdaje się rozgrywać w ciągu zaledwie kilku dni sprawia, że zawiązane relacje nie są również tak przekonujące, jak w zamierzeniu miały być.
Dla kogo jest ta książka? Przede wszystkim dla wielbicieli literatury klasycznej i historii w starym stylu ze znaczącym wątkiem romantycznym w tle, a w mniejszym stopniu dla fanów kryminałów i powieści z dreszczykiem.
Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)
„Zagadkowa księżna”, Edgar Wallace, Wydawnictwo MG, Warszawa, 2025.