„107 sekund” – recenzja

Recenzja książki „107 sekund”.
„Za każdym szaleństwem kobiety stoi jakiś mężczyzna”

Liliannę Fabisińską kojarzę z książkami dla dzieci. Wszakże fragmenty jej utworów wielokrotnie zamieszczane były w szkolnych podręcznikach, z których uczę; wespół z uczniami czytałam jej serię o Klinice pod Boliłapką. Jakoś nigdy nie miałam okazji przeczytać którejś z jej powieści skierowanych do dorosłych czytelników i z tego też powodu skusiłam się na „107 sekund”.

107 sekund. Tyle trwało napisanie jednego krótkiego SMS-a. Tyle wystarczyło, aby czyjś świat rozpadł się na kawałki niczym porcelanowa filiżanka zrzucona przypadkowo ze stołu.

Diana ma za sobą naprawdę trudną przeszłość. Mąż zostawił ją, potocznie mówiąc, w samych skarpetach, a matka – będąca opoką i pomocą – umarła. Kobieta samotnie wychowuje córkę Olę i ledwo wiąże koniec z końcem. Pusta lodówka, odłączenia prądu i odcięcia wody są na porządku dziennym. Świat Diany i jej córki toczy się z dnia na dzień; każdy z nich wypełniony jest nudą, monotonią, myślami o tym, co zrobić, aby przeżyć. Wszystko zmienia się, gdy kobieta dostaje dobrą pracę, w której awansuje nie tylko na wyższe stanowisko, ale i na… kochankę, a następnie żonę szefa.

Norbert okazuje się być nie tylko człowiekiem zamożnym i przystojnym, ale przede wszystkim czułym, troskliwym, inteligentnym i kochającym. Spełnia każde marzenie Diany, nawet te niewypowiedziane, kupuje dla niej piękny dom, otacza opieką jej córkę, uzyskując nawet do niej prawa rodzicielskie. Szczęście rodziny potęguje przyjście na świat Stasia – wymarzonego synka, który po kilku latach umiera potrącony przez samochód. Diana szaleje z rozpaczy, zapada się w coraz większej nicości, wszystko przestaje mieć dla niej znaczenie... Czy kobieta ocknie się po śmierci synka? Czy ta historia, mimo wszystko, będzie miała swój szczęśliwy finał?

„107 sekund” czytałam nieco dłużej niż 107 sekund, ale dzień wystarczył, aby tę powieść po prostu pochłonąć. Muszę przyznać, że Lilianna Fabisińska ma bardzo lekkie pióro, fantastycznie kreuje akcję, która naprawdę potrafi wciągnąć. Miałam jednak wrażenie, że powieść jest mocno odklejona od rzeczywistości. Norbert – mężczyzna idealny – spełniający wszystkie marzenia swojej partnerki, demon seksu w łóżku i pogromca złego humoru; nieziemsko przystojny, czuły, uwielbiający zaskakiwać. Od samego początku wydał mi się zbyt idealny, wręcz nierealny, co zresztą znalazło potwierdzenie w dalszej części powieści. Diana – z początku zdeterminowana i naturalna – później stała się nieco irytująca i niezwykle naiwna; autorka zrobiła z niej taką typową głupią żonkę bogatego biznesmena. I wreszcie śmierć Stasia, za którą winą obarczono Dianę, a która, jak się później okazało, była zbiegiem tylu niesprzyjających okoliczności, że aż trudno w nie uwierzyć. I wreszcie ta tajemnicza Mścicielka, od której wiadomości możemy czytać na końcu każdego rozdziału. Owszem, intrygowało mnie to i zastanawiało, któż to może być i jaki ma cel, jednak wyjaśnienia tej zagadki nie kupiłam.

„107 sekund” to naprawdę, mimo wielu mankamentów, dobra lektura, idealna na takie wieczory jak teraz. Mam jednak wrażenie, że autorka nieco zmarnowała świetny pomysł i ogromny potencjał, który ta powieść na początku posiadała. Uważam jednak, że jeśli przymkniemy oko na pewne mankamenty, fantastycznie spędzimy z nią czas. Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Lilianna Fabisińska, „107 sekund”, Czarna Owca, Warszawa, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat