Nie. Ta historia żyje, mimo że od jej wydania upłynęło ponad 400 lat. Nie dzieje się tylko tak za sprawą tego, że dramat Szekspira jest lekturą, ale przede wszystkim dlatego, że jest chyba najbardziej znaną historią o miłości wszech czasów. Romeo i Julia są do dziś uosobieniem namiętnego uczucia aż po grób; mistycznego połączenia dwóch dusz; uporu mimo przeciwności losu. Nic zatem dziwnego, że nawet po kilku wiekach, historia ta rozpala zmysły, staje się obiektem marzeń kobiet, a częstokroć – zaczyna żyć własnym życiem.
Muszę przyznać, że Christina Dodd wpadła na pomysł dość prosty, a zarazem kapitalny. Punktem wyjścia swojej powieści uczyniła właśnie Romea i Julię, którzy nie skończyli swojego żywota kilkanaście metrów pod ziemią, ale… żyją i mają się całkiem dobrze. Są szczęśliwym małżeństwem (choć niewolnym od kłótni i scysji) i mają siedmioro dzieci. Główna bohaterka tej opowieści to Rosalinda – rezolutna, pełna energii dziewczyna – która przez społeczność Werony jest traktowana jak stara panna. Nie ma w tym nic dziwnego – Rosalinda za każdym razem potrafi wykręcić się z planowanych dla niej zaręczyn. Rodzice jednak nie składają broni i planują zaręczyć ją z wdowcem po jej zmarłej przyjaciółce. Dziewczyna po raz kolejny chce wymigać się od tego zamążpójścia, tym bardziej że… na własnym przyjęciu zaręczynowym poznaje miłość swojego życia. Jednak to nie nagłe zauroczenie okazuje się głównym punktem przyjęcia, a znalezienie zwłok niedoszłego męża Rosalindy. Kto mógł zrobić coś takiego? Wielu oskarża o to Rosalindę, ale okazuje się, że wielu miało motyw, aby pozbyć się leciwego już Stephano. Dziewczyna postanawia oczyścić się z zarzutów, co staje się punktem zwrotnym w jej życiu.
Gdy sięgałam po „Córkę z Werony”, spodziewałam się bardziej romansu, czegoś w stylu Bridgertonów, a otrzymałam całkiem zgrabną historię kryminalno – przygodową z zabarwieniem humorystycznym. Autorka dość zgrabnie wykorzystała znany motyw i przedstawiła go w nowy, odświeżający sposób. Dodd wspaniale wprowadza czytelnika w świat włoskiego renesansu; prowadzi po zaułkach urokliwej Werony, pozwala zaobserwować zwyczaje małomiasteczkowej społeczności, a także skosztować przysmaków tamtejszej kuchni. Tak naprawdę jedynym komponentem, który gdzieś mi w tej powieści nie pasował, były dialogi. Wydawały mi się współczesne i momentami zbyt frywolne. Uważam, że delikatna archaizacja wyszłaby im na dobre.
Dla kogo jest ta książka? Dla romantyczek (i romantyków); dla tych, którzy lubią literackie mariaże łączące formy klasyczne z nieco bardziej nowoczesnymi, a także dla tych, którzy lubią zanurzać się w świecie wypełnionym tajemnicami i intrygami. Ja przeczytałam ją w zasadzie w dwa wieczory, bardzo miłe zresztą. Powieść czyta się lekko za sprawą dość dynamicznej akcji i bohaterów, którzy bardzo szybko zyskują sympatię czytelnika. Z tego, co zauważyłam, książka jest początkiem serii. Mam nadzieję, że będzie ona świetna, na co wskazuje pierwsza jej część. Polecam!
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)
Christina Dodd, „Córka z Werony”, Skarpa Warszawska, Warszawa, 2025.