„Dom na skraju magii” – recenzja

Recenzja książki „Dom na skraju magii” – recenzja
Magia na wyciągnięcie ręki.

Amy Sparkes stworzyła w „Domu na skraju magii” świat, który przypomina skrzyżowanie „Alicji w Krainie Czarów” z „Harrym Potterem”, ale z własnym, niepowtarzalnym charakterem. Książka pokazuje, że literatura dla młodszych czytelników może być jednocześnie lekka, inteligentna i wzruszająca. To nie tylko przygoda z mnóstwem gagów i niespodziewanych zwrotów akcji – to historia o budowaniu zaufania, o potrzebie bycia kochanym i o odwadze, jakiej wymaga otwarcie się na świat.

Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z klasyczną historią z elementami fantasy: sierota, tajemniczy dom, zaklęcie, które trzeba złamać. Ale Sparkes idzie o krok dalej. Główna bohaterka, Nine, to dwunastoletnia dziewczynka, której życie nie dało zbyt wielu powodów do radości. Mieszka w zakurzonym pokoju nad zakładem osobliwej, niesympatycznej „opiekunki”. Zarabia, kradnąc przedmioty od przechodniów i żyje według jednej zasady: „nie potrzebuję nikogo”.

Wszystko zmienia się, gdy podczas jednej z takich kradzieży dziewczynka trafia na osobliwy magiczny dzwonek. Gdy go dotyka, nagle ląduje w miejscu, które całkowicie odmienia jej rzeczywistość: w domu na skraju magii. Dom ten nie jest zwykłym budynkiem, lecz istotą niemal żywą, pełną ukrytych korytarzy, zaklęć i... własnych poglądów na temat mieszkańców. Nine szybko poznaje jego ekscentrycznych lokatorów – gadający dzwonek to dopiero początek.

Wnętrze domu przypomina kalejdoskop pomysłów: zamknięta w zegarze, szorstka wróżka z zamiłowaniem do sarkazmu; czarodziej Eryk, który przypadkiem zamienia innych (i siebie) w żaby; a także zamknięta kuchnia, do której trzeba zdobyć specjalne pozwolenie, żeby dostać się do herbaty. Jakby tego było mało, dom – wraz z mieszkańcami – znajduje się pod starą, ciążącą klątwą, którą może złamać tylko ktoś z zewnątrz. Nine zostaje więc mimowolnie wciągnięta w intrygę, od której zależy przyszłość tego niecodziennego miejsca.

Amy Sparkes pisze z niesamowitą lekkością, łącząc elementy klasycznej narracji z nowoczesnym, ironicznym humorem. Jej język jest barwny, czasem nieco absurdalny – przypomina miejscami twórczość Roalda Dahla albo Neila Gaimana, ale z wyraźnie własnym tonem. Każda postać mówi inaczej, co daje poczucie autentyczności i teatralności. Nie brakuje też zabaw słownych, komizmu sytuacyjnego czy humoru opartego na kontraście między oczekiwaniem a rzeczywistością.

Dialogi są dynamiczne, żywe i często bardzo zabawne. Szczególnie urocze są sprzeczki między wróżką a czarodziejem, w których podszyta sympatią wzajemna złośliwość ukazuje, jak różne osobowości potrafią tworzyć wspólnotę. Narracja balansuje między humorem a czułością – co sprawia, że niektóre fragmenty mogą rozbawić do łez, inne – poruszyć do głębi.

Choć książka adresowana jest przede wszystkim do dzieci w wieku 9–12 lat, sama przeczytałam ją z ogromną przyjemnością. Dorośli odnajdą w niej coś innego niż dzieci. Z pewnością zwrócą uwagę na warstwę symboliczną – historię o traumie, zaufaniu i odbudowywaniu poczucia własnej wartości. To także znakomita lektura do wspólnego czytania. Uważam, że książka jest udana i – być może – niedługo stanie w jednym rzędzie z takimi klasykami jak: „Baśniobór” czy „Seria niefortunnych zdarzeń”. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem pióra i stylu autorki, która stworzyła naprawdę niesamowitą i nietuzinkową historię. Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Amy Sparkes, „Dom na skraju magii”, Kropka, Warszawa, 2025.




Społeczność

Newsletter

Reklama

 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat