„Manifest antykomunistyczny” – recenzja

Recenzja książki „Manifest antykomunistyczny”.
Czy aby na pewno żyjemy w wolnym świecie?

Zazwyczaj, gdy mam zrecenzować jakąś książkę, już w trakcie czytania układam sobie tekst; zagłębiam się w treść i w myślach „odhaczam”, co muszę w niej uwzględnić, a gdy dochodzę do końca mam jakiś ogólny plan i odnoszę wrażenie, że każdy klocek ma swoje miejsce w  całej kompozycji. W przypadku „Manifestu antykomunistycznego”, który czytałam ratalnie (miałam nawet wakacje kredytowe, jeśli mam stosować obecną nomenklaturę, bo przez dwa miesiące nie zerknęłam do książki w ogóle) od marca, sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Ciężko ułożyć mi tekst z jednego powodu. Mam wrażenie, że w tej książce jest ważne wszystko. Autor powoli, logicznie prowadzi wywód i z niezwykłą pieczołowitością układa kolejne puzzle we właściwe miejsca, tworząc spójny, przekonujący, wolny od fałszu obraz współczesnego świata. A ten nie napawa ani optymizmem, ani radością. Bardzo dużo miejsca poświęca Polsce, która mimo bolesnych, historycznych doświadczeń, zaczyna doganiać świat. Niestety, w złym sensie. Ale może po kolei.

Razprozak, czyli Łukasz Winiarski, prowadzi od wielu lat na Facebooku profil „Raz prozą, raz rymem – walczymy z propagandowym reżimem”. Chyba każdy użytkownik tej platformy, który ma poglądy konserwatywne, chrześcijańskie, patriotyczne (co nie znaczy PiS-owskie) jego profil zna i często tam zagląda. Autor znany jest z celnych spostrzeżeń dotyczących rzeczywistości; świetnie posługuje się ironią, sarkazmem; bawi się słowami i przede wszystkim ma odwagę głosić swoje poglądy, będąc w tym autentycznym i piekielnie skutecznym zarazem. Nie bez powodu jego profil obserwuje ponad 150 tysięcy użytkowników, a autor mimo nieprzychylności lewicowych władz Facebooka, licznych banów i cięcia zasięgów nadal dociera ze swoim przesłaniem do rzeszy czytelników.

„Manifest antykomunistyczny” jest debiutem autora, a zarazem druzgocącą diagnozą współczesnego świata do cna przesiąkniętego najbardziej zbrodniczą ideologią w dziejach ludzkości. Myślicie, że komunizm skończył się wraz z wyburzeniem muru berlińskiego? Wraz z rozpadem ZSRR? Okrągłym stołem? Jeśli tak, to naprawdę grubo się mylicie. On jest cały czas. Opary komunizmu unoszą się nad społeczeństwami, otumaniając je coraz bardziej. Są jak hydra, której wyrastają kolejne macki. Jak szarańcza, która obsiadła zdrowe drzewo. Jak stado dzikich drapieżników pałętających się w obejściu.

Autor, co ważne, nie zaczyna od wyciągania swoich asów z rękawa. Można powiedzieć, że trzyma czytelnika za rękę i prowadzi go przez treść. Zaczyna od wyjaśnienia ideologii marksizmu; stara się opowiedzieć jego historię; wyjaśnić, jak się zrodził w umysłach twórców oraz wyłożyć jego główne założenia. Dopiero w kolejnych rozdziałach, fragment po fragmencie, kawałek po kawałku demaskuje – jak mogłoby się wydawać – „szlachetne” założenia marksizmu, tłumacząc zarazem, dlaczego są tak skuteczne; dlaczego tak wielu młodych ludzi zaczyna im wierzyć, wypierając się zarazem dziedzictwa swoich przodków. Bo zaprzepaszczenie dorobku cywilizacyjnego Zachodu, zniszczenie podstawowej komórki społecznej jaką jest rodzina i stworzenie jednej, wielkiej multikulturowej, kosmopolitycznej społeczności są głównymi celami marksizmu kryjącego się dziś pod szerokim pojęciem „nowoczesności”.

Łukasz w swojej książce poświęca miejsce wielu zjawiskom, które dla normalnego, trzeźwo myślącego człowieka są po prostu absurdalne, głupie, sprzeczne z ludzką naturą. Wierzcie mi, płynność płci głoszona przez transseksualistów czy działania mające na celu zdelegalizowanie pedofilii i uznanie jej za jeden z rodzajów aktywności seksualnej są wierzchołkiem lodowej góry. Autor w swojej książce dużo miejsca poświęca internacjonalizmowi, dziwnym definicjom tworzonym przez lewicowe środowiska, Antifie, ruchowi Black Lives Matter (stworzonym po zabójstwie degenerata i złoczyńcy George’a Floyda), urojonemu rasizmowi (którego lewicowi aktywiści dopatrują się wszędzie), transpłciowości, ideologii LGBT (tak, homoseksualizm istnieje i homoseksualiści są ludźmi takimi samymi jak heteroseksualiści, ale samo LGBT jest ideologią, co trzeba dobitnie podkreślić) czy feminizmowi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że środowiska te działają za przyzwoleniem władz, z poparciem mediów (w tym social mediów), a to z kolei sprawia, że wsączają się w młode umysły, wypaczając im zdrowy osąd świata, umiejętność oddzielania dobra od zła, a prawdy od fałszu.

Tak, jak wspomniałam, książka nie napawa optymizmem. Jednak najbardziej przerażające w niej jest to, że to właśnie my kształtujemy świat, w którym przyjdzie żyć naszym dzieciom i wnukom. Czy na pewno takiego świata chcemy? Świata bez wartości, bez ponoszenia konsekwencji swoich czynów? Świata, gdzie dziś możesz być niebinarnym jednorożcem, jutro mężczyzną używającym zaimków ono, a pojutrze zapałać miłością do żyrandola, z którym postanowisz zawrzeć związek małżeński? W świecie, gdzie dzieci będą mogły być legalnie wykorzystywane czy gwałcone? Myślicie, że przesadzam? Mało kto zdaje sobie sprawę, że w Stanach Zjednoczonych legalnie funkcjonuje organizacja NAMBLA, która działa na rzecz delegalizacji pedofilii, uznania jej za jedną z orientacji i co najważniejsze – zniesienia wieku minimalnego dla podejmowania współżycia. A co się stanie, jeśli ktoś w porę nie zatrzyma tych szaleńców? Czy ludzie zdają sobie sprawę, co to może oznaczać dla ich dzieci? Oczywiście ktoś może powiedzieć: „E tam, to Ameryka, gdzie im do nas”, jednak jest to skrajna naiwność. Dziś Ameryka, jutro Polska. Przecież ruch Black Lives Matter również początkowo działał w Ameryce, a jakiś czas później banda idiotów na poznańskim rynku klękała i przepraszała za rasizm, którego u nas nie ma. Warto dodać, i to podkreśla również sam autor, że Polska jest „sto lat za murzynami” (ups, rasistowski tekst, wybaczcie) jeśli chodzi o zaawansowanie marksizmu (być może dlatego, że bardzo mocno go doświadczaliśmy przez lata), jednak już możemy poczuć śmierdzący oddech tego szaleństwa. Możemy mieć tylko nadzieję, że jako naród mamy na tyle zdrowego rozsądku, aby umieć się temu konsekwentnie i zdecydowanie przeciwstawiać.

Książka Łukasza Winiarskiego jest swego rodzaju sygnalizatorem ostrzegawczym, boją na morzu, a przynajmniej ja tak się staram ją traktować. Ostrzega nas, żebyśmy przeciwstawiali się temu, co funduje nam nowoczesność; żebyśmy mieli oczy i uszy szeroko otwarte, abyśmy – jak sam pisze – pewnego dnia nie obudzili się „z ręką w nocniku, wypełnionym po brzeg cuchnącym odchodem szaleństwa”.

Uważam, że „Manifest antykomunistyczny” powinien przeczytać każdy. Dla osoby o poglądach zbliżonych do autora będzie to po prostu fantastyczna lektura, a dla kogoś, kto ma zupełnie inne spojrzenie na świat będzie doskonałym polem do konstruktywnej dyskusji, zakładając, że ktoś o skrajnych lewicowych poglądach potrafi z siebie wykrzesać więcej aniżeli „xD”. Bardzo polecam wam tę pozycję, nie tylko ze względu na jej wartość, ale i dlatego, że jest to inicjatywa człowieka, za którym nie stoją media, prominentne osobowości czy jakiekolwiek organizacje. To wynik ciężkiej, niekiedy mozolnej, pracy jednej osoby, której się po prostu chce walczyć.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Łukasz Winiarski, „Manifest antykomunistyczny”, Biblioteka Wolności, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat