Z książkami, które wyszły spod pióra Stefana Dardy, niewiele miałam do czynienia. Tak naprawdę przeczytałam jedynie „Cymanowski Młyn”, który autor napisał wespół z Magdaleną Witkiewicz. Słyszałam o autorze jednak wiele dobrego, więc postanowiłam się skusić na ostatnią pozycję z jego literackiego dorobku.
Stefan Darda kojarzy mi się raczej z horrorami, z literaturą grozy. W swoim cyklu o Zdzisławie Mokrynie, którego „Nie zawiedź mnie, tato” jest drugą częścią, wkracza w tereny bardziej realistyczne, aczkolwiek niepozbawione napięcia, które to stało się jego znakiem rozpoznawczym.
Zdzisław Mokryna, emerytowany policjant BSW, zaszywa się w Bieszczadach, gdzie planuje spędzić w ciszy i spokoju swoją jesień życia. Tam jednak dopada go wiadomość o śmierci wujenki Emilii. Były policjant wraca w swoje rodzinne strony, aby pożegnać swoją ostatnią krewną, ale również uporządkować sprawy spadkowe. Okazuje się, że wujenka zmarła w dziwnych okolicznościach, a Mokryna jest jednym z podejrzanych. Rozpoczyna się kolejne śledztwo, w którego trakcie pojawia się kolejna dziwna śmierć, a ofiarą pada bliska osoba przyjaciela Mokryny. Czy emerytowany policjant rozwiąże kolejne zagadki tajemniczych śmierci? Co tytuł ma wspólnego z treścią?
Książka, jak dla mnie, jest bardzo nierówna. Miałam wrażenie, że miejscami wszystko w niej jest bardzo rozwleczone, a miejscami akcja pędzi na łeb, na szyję jak mały chomiczek w kołowrotku. Wątek obyczajowy, atmosfera zapomnianego Podlasia z pewnością wprowadza do fabuły swoisty klimacik, jednak jak dla mnie tego było po prostu za dużo, przez co książka wydała się „przegadana” i rozwleczona. Nie wspomnę o opisach różnych sytuacji, które do lektury nie wnosiły nic poza wkurzeniem czytelnika. Naprawdę, opis, że Zbysiu odkręca zamek, otwiera drzwi, wychodzi przez nie, a na końcu je zamyka, jest zbędny. Myślę, że nawet średnio rozgarnięty czytelnik będzie wiedział, co kryje się pod zdaniem „bohater wyszedł z domu”.
Sam bohater jest postacią niezwykle wyrazistą, choć niepozbawioną wad. Powiedzieć, że gdzie nie pojawia się Zdzichu, tam pojawia się trup, to jak nic nie powiedzieć. Głównego bohatera spotyka nadzwyczajna ilość nieszczęśliwych wypadków, zrządzeń losu i zbiegów okoliczności. Sam nieustannie się gubi, zmienia zdania; czasem zachowuje się młokos a nie dojrzały mężczyzna, specjalista w swojej dziedzinie. Bywa to z jednej strony irytujące, ale z drugiej nadaje bohaterowi takiej rysy „miłego, poczciwego dziadka”.
„Nie zawiedź mnie, tato” to książka, która, ogólnie rzecz biorąc, nie jest zła, jednak jej wykonanie nie do końca mnie satysfakcjonuje. Były momenty, w których czułam się znudzona i były momenty, w których czułam się zagubiona, gdyż sporo w niej nawiązań do części pierwszej, której nie czytałam. Na końcu akcja się po prostu zatrzymała i ucięła, co ma zachęcić czytelnika do sięgnięcia po kolejną część, która ma się ukazać już w październiku. Może i po nią sięgnę, ale wyczekiwać jej raczej nie mam zamiaru.
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)
Stefan Darda, „Nie zawiedź mnie, tato”, Czarna Owca, Warszawa, 2024.