„Ofiary w sutannach” – recenzja

Recenzja książki „Ofiary w sutannach”.
Rzetelny reportaż czy kolejna nagonka na kościół?

Biorąc do rąk książkę o dość ciekawym tytule – „Ofiary w sutannach” – spodziewałam się, szczerze powiedziawszy, naprawdę rzetelnego spojrzenia na zabójstwa, których ofiarami padają księża. Dokumentu, który brałby pod uwagę różnorodne przypadki, pokazując nie tylko ten „margines”, prezentując nie tylko przypadki molestowania i pedofilii, ale i te zgoła odmienne. Czy się rozczarowałam? Bardzo. Czy spodziewałam się rzetelnego obrazu kondycji kościoła? Tak, przynajmniej na początku. Jednak po przeczytaniu samego już wstępu wiedziałam, że ta książka będzie… tendencyjna. Taka sama jak wszystkie. Ale oddajmy głos autorkom:
„Od 1989 roku żadna ze zbrodni, których ofiarą był ksiądz, nie miała charakteru politycznego. Czy jednak jest to wystarczający powód, by o nich nie mówić i nadać im sygnaturę „utajnić”? Jako naród mamy niedobre doświadczenie z teczkami i ich zawartością, którą zastraszano i szantażowano ludzi [na nasze wielkie nieszczęście tylko nimi straszono, bo gdyby je otworzono, może udałoby się oczyścić naród z komuchów, członków PZPR i ich pociotków – dop. A.S.], tak więc próba opowiedzenia prawdy wynika w tym przypadku z elementarnej uczciwości”. Piękne słowa, nieprawdaż? Autorki chcą być uczciwe, ale dalej piszą następująco: „Sprawy z którymi się zapoznałyśmy, przygotowując tę książkę, są różnorodne. Część z nich to pospolite napady rabunkowe (…). Wszystkie pozostałe przypadki nie są łatwe i stanowią duże wyzwanie percepcyjne. Jedne mają w tle motyw seksualny, w tym także pedofilski (…) W innych okazuje się, że ksiądz nie przestrzegał celibatu, a sprawcą był jego homoseksualny kochanek (…). Jak więc widać piszemy o sprawach arcytrudnych (…)”. Pod sam koniec stwierdzają, że: „Ofiary w sutannach” nie zostały napisane pod żadną tezę”. Cóż, ciężko się oprzeć wrażeniu, że teza została już ustalona na samym początku, a brzmi ona: Kościół to miejsce zła i zepsucia, gdzie pedofilia, homoseksualizm i niewierność jego zasadom są powszechne.

Cóż, a zabójstwo księdza Adama Myszkowskiego z Paradyża? A brutalne morderstwo ojca Adama Świerżewskiego w Siedlcach? Panie dziennikarki zapomniały o tych przypadkach? Przecież one miały miejsce w tamtym roku. To bardzo świeże sprawy. A jaki był powód tych morderstw? Nienawiść do kościoła potęgowana przez wpływowe media, patocelebrytów w stylu Nergala drących Biblię i depczących wizerunek Matki Bożej, pożytecznych idiotek w stylu Marty Lempart, która usprawiedliwia wandalizowanie kościołów („bo ludzie tak czują”) i wreszcie patopolityków w stylu Nitrasa, którzy chcą piłować chrześcijan z ich przywilejów. Te ataki na księży są spowodowane właśnie polityką uprawianą na linii politycy – media – celebryci, więc wmawianie, że zabójstwa księży nie są sprawami politycznymi to dziecinada, którą łykną pelikany żywiące się TVN-em i „Gazetą Wyborczą”, ale nie trzeźwo myślący ludzie. Oczywiście same materiały zamieszczone w książce są rzetelne – nie krytykuję braku wnikliwości autorek, ale dobór materiałów wskazujących na kościół jako instytucję zdemoralizowaną. Tymczasem pedofilia i homoseksualizm są zjawiskami marginalnymi; nie stanowią więcej niż 1% ogółu. Warto też zauważyć, że wielu księży, którzy takich czynów się dopuścili, nie byli nimi z wyboru. Nawet w filmie „Nie mów nikomu” – hicie wyreżyserowanym przez braci Sekielskich - jednym z „bohaterów” był ksiądz – esbecka wtyka, który (jak wielu w latach 70-tych i 80-tych) był „wysyłany” przez KC PZPR do wstąpienia w szeregi kościoła, w celu zniszczenia jego struktur od środka. Warto też i o tym pamiętać. Nie chodzi mi też o to, aby tych księży nie karać; nie pochwalam absolutnie ukrywania takich przypadków. Takie jednostki, które splamiły honor kościoła, powinny być jawnie i surowo ukarane. Ja chcę po prostu pokazać, że ksiądz to nie pedofil w sutannie; to żadna czarna mafia; to żaden przestępca, a powielany w książkach i mediach wizerunek kościoła, oparty zresztą na kilku skrajnych i złych przypadkach, jest kłamstwem i niedorzecznością.

Same reportaże są – tak uważam – napisane rzetelnie, mają swoje oparcie w źródłach i dokumentach. Autorki przedstawiły pięć spraw. Każda z nich zaczyna się sfabularyzowanym przebiegiem zdarzeń zrekonstruowanym na podstawie akt i zeznań świadków; druga zaś to rozmowy z adwokatami, psychologami czy sędziami, które są uzupełnieniem przedstawianych spraw. W zakończeniu rozdziałów pojawia się również prawnicza analiza konkretnych przypadków, co pozwala nam poszerzyć swoją wiedzę w tym zakresie.

Sama książka jest dość wciągająca, czyta się ją bardzo szybko; autorki dość sprawnie prowadzą narrację, dochodzą do tego ciekawe komentarze specjalistów, choć… czy Igor Tuleya, syn byłej funkcjonariuszki SB, może być uważany przez kogokolwiek za specjalistę?

„Ofiary w sutannach” w moim odczuciu są publikacją mocno stronniczą, tendencyjną, pisaną pod ustaloną z góry tezę, choć same autorki mocno temu zaprzeczają. Jeśli ktoś bierzę tę książkę z nadzieją, że znajdzie tam coś niesztampowego, wyjątkowego; coś co pozwoli spojrzeć na problem zabójstw w kościele z szerokiej perspektywy, zawiedzie się. Dostanie bowiem to, co zwykle.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Monika Całkiewicz, Małgorzata Błaszczuk, „Ofiary w sutannach”, Znak, Kraków, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat