Nie jestem miłośniczką książek historycznych. Sięgam po nie rzadko: raz na kilka lat. Kiedy jednak jakaś zainteresuje mnie opisem, najczęściej jestem zadowolona z wyboru (pamiętam tylko jedną, która mnie zawiodła). Moje przeczytane i zrecenzowane perełki to między innymi „Chłopki. Opowieść o naszych babkach”, „Panowie nas tu przesiedlili” czy – sięgając znacznie głębiej w przeszłość – „Sydonia. Słowo się rzekło”. Na początku 2024 roku poczułam, że mam ogromną ochotę sięgnąć po nowość autorstwa Elżbiety Jodko-Kuli.
„Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu”, bo o tej nowości mowa, to literatura poważna, historyczno-obyczajowa, poruszająca kwestie przykre i powodujące w czytelnikach zadumę. Nie jest lekką książką na letnie popołudnie ani lekturą, którą czyta się w drodze do lub z pracy. Wręcz przeciwnie, wymaga ciszy i skupienia, chwili… wielu chwil refleksji, co wyczytałam w opublikowanych na jej temat opiniach.
Sama mam pewien problem z tego typu książkami – a także cenioną klasyką – bo jeśli mi się nie podobają, czuję się głupio. Jak czarna owca, której utwór nie zachwyca, choć większość uważa, że zachwycać powinien. A tak niestety jest z „Rozstajnymi drogami”. Pomimo faktu docenienia przeze mnie podjętej przez autorkę tematyki, książka mnie znudziła i nie dałam rady przeczytać jej do końca.
W „Rozstajnych drogach” Jodko-Kuli nie odpowiada mi wiele elementów, do których należą mnogość opisów czysto historycznych – w tym wydarzeń z datami rozpoczęcia i zakończenia – znikoma ilość dialogów, a momentami kompletny ich brak, a także jednowymiarowość bohaterów, z którymi nie udało mi się w żadnym stopniu utożsamić ani współodczuwać. Nadmiar opisów i tekstu bez dialogów sprawiły, że nie odebrałam książki jako powieści. Bardzo mnie dziwi, że została nazwana powieścią. Odniosłam wrażenie, że to niekończący się opis, po którym może i nastąpiłaby fabuła, ale – cóż – był nieskończony.
Mimo traktowania o trudnych czasach i przykrych wydarzenia historycznych książka pozostawiła mnie niewzruszoną. Zamiast pochłonąć mnie i pozwolić zapomnieć o czasie, kazała co chwilę zerkać na zegarek. Wszystko przez sposób, w jaki została napisana. Ponieważ jednak wiem, że zebrała sporo pozytywnych opinii, zakładam, że to po prostu ja nie jestem właściwym odbiorcą.
Tak jak wspomniałam, czuję się głupio i niekomfortowo, kiedy wypowiadam się o tej książce negatywnie. Muszę to jednak przełamać, bo nie chcę polecać „Rozstajnych dróg”. W moim przypadku lektura okazała się stratą czasu.
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)
Elżbieta Jodko-Kula, „Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu”, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2024.