„Średniowieczne wojowniczki” – recenzja

Recenzja książki „Średniowieczne wojowniczki”.
Czy na średniowiecznym polu bitwy można było spotkać wojowniczki? Czy istnieje archetyp kobiety-rycerza w literaturze średniowiecza i wcześniejszej?

„Średniowieczne wojowniczki. Od mitu do rzeczywistości” Piotra Bruzdy to rzekomo popularnonaukowa książka ukazująca rzekomą „niezwykłą podróż przez średniowieczne pola bitew widziane oczami kobiet” (hasło zawarte na okładce, zachęcające do sięgnięcia po lekturę). Są to dwa z trzech elementów, które przyciągnęły mnie do pozycji i zarazem spowodowały ogromne rozczarowanie, wpływające na finalną negatywną opinię.

Bardzo lubię książki popularnonaukowe – w przyjemny sposób spajają wiedzę merytoryczną na dany temat z łatwym do przyswojenia językiem. Niestety kiedy zaczęłam czytać „Średniowieczne wojowniczki…”, poczułam się tak, jakbym wróciła na studia i na dodatek dostała do przeczytania czyjąś pracę licencjacką lub magisterską. Książka została napisana językiem przesadnie skomplikowanym, znajduje się w niej mnóstwo nieprzetłumaczonych zagranicznych słów nieangielskich (o czym za chwilę), autor wielokrotnie przytacza nazwiska i tytuły, które jako uczestniczka tych samych zajęć akademickich znałabym, jednakże których jako laiczka, dobrowolnie sięgająca po książkę rzekomo popularnonaukową w wolnym czasie, kompletnie nie znam. Za taką liczbę przykładów Bruzda na pewno dostałby dobre oceny od promotora i recenzentów, niestety jego książka-praca trafiła w niewłaściwe miejsce: na rynek wydawniczy.

Nie mniej irytujące niż akademicki język były dla mnie wspomniane wyżej wtrącenia obcych słów. Weźmy na przykład: „Dama w bitewnym zgiełku często przewyższała mężczyzn dookoła siebie dzięki swojej prouesse” czy „Zaś zwroty, jakie M. McLaughlin odnajduje w źródłach, którymi autorzy posłużyli się do opisania bohaterek, to milles i bellatrix” (w drugim przypadku proponowane tłumaczenie czytelnik dostaje trzy strony dalej, jednak do tego czasu napotyka wiele zdań z oboma wyrazami). I ponownie, promotor ucieszyłby się, że pilny student używa takich skomplikowanych, niecodziennych słów świadczących o wiedzy na dany temat, jednakże czytelnik rzekomo popularnonaukowej lektury cierpi. Musi albo co chwilę odkładać książkę i szukać tłumaczenia w internecie, albo skapitulować i przystać na czytanie niektórych zdań bez możliwości zrozumienia ich sensu.

I wreszcie zastrzeżenie mam do niezgodności opisu – a w zasadzie opisów – na okładce z zawartością książki. „Średniowieczne wojowniczki…” nie są żadną „podróżą przez średniowieczne pola bitew widziane oczami kobiet”. Niewiele w nich jest, o ile w ogóle, spojrzenia na wojnę i swoją w niej rolę prawdziwych kobiet. Czytelnik dowiaduje się jedynie, jak na fikcyjne (przede wszystkim) i realne (rzadko) wojowniczki patrzyło społeczeństwo oraz w większości męscy autorzy. Co im było narzucane kulturowo, z zewnątrz. Ponadto Bruzda raz pisze wprost lub sugeruje, że realnych wojowniczek było mało, raz zaś, że całkiem dużo.

Nie dowiedziałam się z książki niemal niczego ciekawego. Precyzyjnie rzecz ujmując: zaangażował mnie podpunkt poświęcony czystości jako jednemu z trzech najważniejszych atrybutów średniowiecznej wojowniczki, przez resztę brnęłam jak przez gęste błoto. Uważam, że „Średniowieczne wojowniczki…” mogą się spodobać osobie, która ma już jakąś wiedzę na ten temat, a także zna obficie serwowane zagraniczne terminy, nazwiska autorów i tytuły. Ponadto lektura na pewno zadowoliłaby promotora i recenzentów Bruzdy, gdyby książka faktycznie stanowiła akademicką pracę zaliczeniową. (A może stanowiła?)

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Piotr Bruzda, „Średniowieczne wojowniczki. Od mitu do rzeczywistości”, Novae Res, Gdynia, 2024.




Społeczność

Newsletter

Reklama

 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat