Absurd, groteska, surrealizm, symboliczność i oniryzm to popularne style i motywy w literaturze oraz filmie, nierzadko splatające się ze sobą i tworzące przedziwne twory, które trochę się rozumie, trochę się czuje emocjonalnie, a trochę po prostu podziwia ze względu na kunszt. Nierzadko towarzyszą im mroczny klimat – nawet jeśli nie czysta groza, to przynajmniej aura niepokoju – rozważania egzystencjalne i komentarze społeczne, polityczne czy inne zaangażowane.
Sięgając po „Włocławskie przesilenie” Jarosława Wojciechowskiego, byłam gotowa na pewną dozę wszystkiego, co opisałam w powyższym akapicie. Przeczytawszy opis książki, spodziewałam się, a wręcz oczekiwałam egzystencjalnej rozprawki podszytej fantastyką, komizmem i absurdem. Kiedy rozpoczęłam lekturę i poznałam zagubionego, nieco znerwicowanego i nieufnego wobec niecodziennych przeczuć Mariana, wiedziałam, że wszystko to – cały pakiet dziwacznej treści w ciekawej odsłonie – czeka na mnie jak deser na talerzyku.
Początkowo powieść czytało mi się wyśmienicie. Rozmowa głównego bohatera z synem była zabawna i intrygująca. Nawet wyprawa do kawiarni i kontrast zupełnie zwyczajnych, banalnych zjawisk z tymi rodem z utworów fantastycznych wydały mi się atrakcyjne. Niestety kiedy Marian skierował się w stronę placu, by zobaczyć niesprecyzowany poród – który okazał się wychynięciem z pęknięcia czasoprzestrzennego wielkiej Dupy (co akurat było zabawne i stanowiło dobry przekaz) – doszło do mnie, że tak będzie już do samego końca. Nigdy nie nadejdzie bardziej zrozumiała i dosłowna treść. Napotkam wyłącznie więcej alegorii współczesności, w których będę musiała samodzielnie szukać analogii do wydarzeń, postaw i zachowań obserwowanych w społeczeństwie czy polityce.
To wszystko mnie zmęczyło. Na tyle, że końcówkę książki już tylko przeleciałam wzrokiem, żeby sprawdzić, czy wydarzyło się coś wyjątkowego. Niczego takiego nie zauważyłam, więc zakładam, że lektura „Włocławskiego przesilenia” to po prostu nurkowanie w intensywnie symbolicznym surrealizmie. Dla mnie to zdecydowanie za dużo, wobec czego książki nie zatrzymam na półce. Jestem przekonana, że znajdzie lepszego właściciela, właściwego odbiorcę.
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)
Jarosław Wojciechowski, „Włocławskie przesilenie”, Novae Res, Gdynia, 2024.