„Wszystkie światy Roberta Szmita” – recenzja

Recenzja książki „Wszystkie światy Roberta Szmita”.
Multiwersum z polskiego podwórka – bez Doktora Strange’a i innych superbohaterów.

Nowa powieść Grzegorza Żurka ma wszystko, co potrzebne, by zainteresować potencjalnego czytelnika. Atrakcyjny tytuł brzmiący „Wszystkie świat Roberta Szmita”, przyciągającą wzrok okładkę, za którą odpowiada Grzegorz Araszewski, a także zdobywający uwagę opis obiecujący futurystyczną historię sci-fi. Sam tytuł zresztą coś mi przypomina, ale nie mogę sobie przypomnieć co. Może po prostu czytałam książkę lub oglądałam film o podobnie brzmiącym tytule – zgodnie z założeniami powieści – w innym świecie.

Książka Żurka jest oryginalna i nietuzinkowa pod kątem językowym. Niewątpliwie wyróżnia się na tle innych powieści, nawet gdybyśmy ograniczyli się do samych utworów sci-fi. Czy jednak wyróżnia się pozytywnie? Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Są fragmenty, które dzięki wyrazistej inności czyta się dobrze, a są i takie – niestety całkiem sporo – które męczą, utrudniają odbiór, a niekiedy żenują nienaturalnością. Czasem w trakcie lektury towarzyszyło mi uczucie, które miewam podczas oglądania scen rozmów między nastolatkami, do których to dialogi napisały osoby dorosłe na podstawie wyobrażeń na temat tego, jak mówi młodzież.

Zarzuty mam także wobec fabuły, przede wszystkim nieprzesadnej zgodności historii z zapowiedzią ukazaną na okładce. Właściwa akcja sci-fi zaczyna się… w połowie książki. Wcześniej poznajemy bohaterów, których trudno polubić. Dowiadujemy się o ich przywarach i złych doświadczeniach z przeszłości. Czytamy głównie o tytułowym Robercie Szmicie, ale dostajemy też informacje chociażby o jego żonie. Pierwsza połowa powieści jest czymś w rodzaju dramatu z nieśmiesznymi elementami komedii. Multiświat zajmuje drugą połowę, może nawet trochę mniej, i wtedy zaczyna się historia sci-fi.

Chociaż po „Wszystkie światy Roberta Szmita” sięgnęłam jako po powieść sci-fi, zdecydowanie bardziej spodobała mi się dramatyczna część pierwsza. Pomijając suche żarty. W drugiej skomplikowana fabuła połączyła się z oryginalnym językiem, co dało mieszankę nieprzyjemną, sztuczną, nadmierną, przegiętą.

W związku z tym wszystkim nie mogę polecić zrecenzowanej dziś pozycji. Za naprawdę dobry uważam wyłącznie jeden fragment – otwarcie ósmego rozdziału, w którym główny bohater budzi się ze snu. Niesłychanie to do mnie przemawia. Nawet zrobiłam kilku stronom zdjęcia, by móc do nich wrócić, kiedy pozbędę się książki.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Grzegorz Żurek, „Wszystkie światy Roberta Szmita”, Novae Res, Gdynia, 2023.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat