Marzenia. Każdy z nas nosi je w sobie, ale nie każdy ma w sobie tyle siły i determinacji, aby móc je zrealizować. Nie każdy ma siłę wyciągnąć chociażby rękę, aby po nie sięgnąć. Często wydają się mgłą – jakąś daleką, odległą i rozmytą – która nigdy nie przybierze realnego kształtu. Mimo wszystko bez marzeń nasze życie byłyby niczym świeca, w której dawno temu wypalił się wosk. Nie mielibyśmy celu, do którego warto byłoby dążyć. Nie mielibyśmy horyzontów, w stronę których moglibyśmy biec…
Marietta, bohaterka powieści „Północ w Everwood”, doskonale wie, czego chce. Dziewczyna kocha balet i marzy, aby zostać primabaleriną. Taniec daje jej to, co w życiu najważniejsze. Emocje. Pasję. Wolność. Niestety, w czasach, w których przyszło jej żyć (a jest to Nottingham 1906 r.), kobieta ma swoje odgórnie ustalone miejsce w społecznej hierarchii – ma być grzeczna, skromna, wyjść za mąż, a swoje życie poświęcić opiece nad dziećmi i domem. Gdy do pobliskiej kamienicy wprowadza się tajemniczy doktor Drosselmeier, który wkupuje się w łaski rodziny i zaczyna coraz częściej składać wizyty, dziewczyna wie, dokąd to wszystko zmierza i że jej los jest przesądzony.
W wigilię świąt Bożego Narodzenia Marietta pragnie podejrzeć scenografię do jej pożegnalnego występu, którą wykonał zresztą sam Drosselmeier. Przypadkowo dziewczyna chowa się w zegarze, skąd dostaje się do tajemniczej krainy Everwood. Dziewczyna jest zachwycona bajkową krainą z uroczymi piernikowymi domkami, wszechobecnymi cukrowymi laskami i urzekającym zapachem świątecznych wypieków. Czy zimowa kraina kusząca swą cudownością okaże się rajem, czy wręcz przeciwnie?
„Północ w Everwood” to rzeczywiście powieść niezwykła, łącza w sobie wątki historyczne i baśniowość, wielką pasję i wielki ból, miłość i nienawiść. Powieść kupiła mnie swoją magią, fabułą utkaną na kanwie „Dziadka do orzechów” i „Opowieści z Narni” oraz wielu baśni, które znamy z dzieciństwa. Dodam, że szukanie odwołań do różnych utworów literackich jest naprawdę świetną zabawą. Mimo tego autorka poszła w kierunku obranym przez siebie; czytając, nie miałam wrażenia, że powieść to zbiór motywów z innych utworów.
Lukrowany świat Everwood wciąga swoją niesamowitością, a magia niemal unosi się na każdej stronie. Wydarzenia, które się tam rozegrały, są niezwykle dynamiczne; tam w tej baśniowej scenerii otoczonej śnieżnym puchem toczy się prawdziwa walka o człowieka, jego tożsamość i pragnienia. Odwieczne starcie dobra i zła, światła i ciemności. Powieść pod tym względem została wyważona wyśmienicie – z jednej strony mamy piękne, drobiazgowe opisy zapadające w pamięć, które nie przytłaczają swoją obecnością, a z drugiej – wartką akcję, która nie nudzi.
I chociaż książkę przeczytałam niemalże na jednym oddechu, czegoś mi w niej zabrakło, coś zgrzytało. Miałam wrażenie, że choć powieść toczy się na początku XX w., to autorka tych realiów się nie trzyma. Wplotła w fabułę (a jakże!) wątek homoseksualny – tak jakby na przymus, który kompletnie mi tu nie pasował. Słabo został rozbudowany również wątek miłosny – potraktowany został po macoszemu, jest krótki i mało interesujący. No i wreszcie zakończenie… Spodziewałam się jakiś fajerwerków, napięcia, a tymczasem okazało się ono do bólu przewidywalne.
Mimo kilku mankamentów „Północ w Everwood” czyta się doskonale. To naprawdę wartościowa baśń dla dorosłych, która przypomina o sile marzeń, ale skrywa w sobie też wiele ciemności, zła, któremu na co dzień musimy stawiać czoła. Opowieść idealnie wkomponowuje się w zimową scenerię wieczoru z kocem i kubkiem parującego napoju.
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)
M.A. Kuzniar, „Północ w Everwood”, Albatros, Warszawa, 2022.