„Tajemnice Konstancina. Tom 2. Rozwódki. Matki” – recenzja

Recenzja książki „Tajemnice Konstancina. Tom 2. Rozwódki. Matki”.
„Konstancin nie zwalnia, nigdy nie opuszcza gardy, nie przyłapiesz go na leniwej drzemce czy bezcelowym spacerze po lesie w kaloszach”.

Książka „Tajemnice Konstancina 2” jest oczywiście kontynuacją serii i kolejną pozycją, która pokazuje cienie i blaski (z naciskiem na cienie) życia bogatych i wpływowych Polaków, którzy mieszkają w tej enklawie bogactwa i blichtru.

Po żonach i kochankach, co oczywiste, przyszły matki i rozwódki. Ewelina Ślotała dalej snuje swoją główną historię i znów – tak jak w poprzedniej części – opatruje ją autorskimi komentarzami, które przybliżają życie w Konstancinie. Poprzednia część, czyli „Tajemnice Konstancina 1”, kończy się wyprowadzką bohaterki od przemocowego męża do Wilanowa, znalezieniem nowych przyjaciółek i podróżami z szemranymi biznesmenami. Ta część skupia się wokół problemów związanych z rozwodem bohaterki (zbieraniem dowodów na męża, by uszczknąć jak najwięcej ze wspólnego majątku) oraz na życiu w roli samotnej matki. W tej części znajduje się też swego rodzaju rozliczenie bohaterki z przeszłością.

Ślotała w swoim stylu opisuje, jak wyglądają rozwody w Konstancinie oraz jakich sztuczek używają kobiety, aby mimo zdrady małżonka (która jest czymś oczywistym w tym świecie) zachować godność, honor i pieniądze. Autorka na kartach swojej książki tworzy również coś na kształt poradnika dla przyszłych żon Konstancina, które zapewne – prędzej bądź później – staną się rozwódkami. Zdradza, jak należy postępować, aby w przypadku rozwodu nie skończyć jak ofiara losu. „Tak więc kiedy księżniczka pozna księcia, powinna wcześniej zapukać do innego konfesjonału i wyznać grzechy, których nie poznał nawet skrywany pod łóżkiem pamiętniczek. Prawnik (…) musi poznać absolutnie wszystkie sekrety księżniczki, gdyż tylko wtedy jest w stanie zbudować wokół jej zamku odpowiednią fortecę. (…) Następny krok to intercyza. Podpisujemy ją w latach mlekiem i miodem płynących (…) Po podpisaniu intercyzy dobry prawnik od razu przechodzi do działania, czyli tzw. zabezpieczania tyłów. (…) Już od pierwszych dni małżeństwa żona powinna założyć sobie teczkę na lubego i wrzucać tam wszystko, co może jej się kiedyś przydać. (…) Ważne też, żeby żona nie ograniczała się wyłącznie do zajmowania domem, dziećmi i sobą. Powinna rozumieć, co robi biznesowo jej mąż (…) Kolejnym punktem jest sprawdzanie wierności męża (…) a także zaprzyjaźnienie się z osobami z drugiego szeregu. (…) Zgodnie z tym, co powie ci dobra terapeutka, wynajmij mieszkanie i zapełnij w nim po brzegi lodówkę (…) I ostatnia wskazówka – wszystkie te rady są ci potrzebne, żeby twoja noga stanęła w sądzie na sprawie rozwodowej tylko raz – w dniu podpisania ugody”.

W dalszej części skupia się na macierzyństwie, które wcale nie jest ani piękne, ani cukierkowe, na co mogłyby wskazywać zdjęcia bogaczek w mediach społecznościowych. Mamy okazję, aby dowiedzieć się, że macierzyństwo w Konstancinie to zadanie arcytrudne. Dwie kreski na teście oznaczają nie tylko pojawienie się w perspektywie dziewięciu miesięcy potomka, ale stanowią dla kobiety ogromne wyzwanie. Ciąża nie zwalnia od niczego, a wręcz przeciwnie – trzeba się jeszcze bardziej pilnować. Kobieta nie może zaniedbać wizerunku, diety i ćwiczeń. Ma wyglądać promiennie. „Spuchnięte nogi to na Białołęce, cellulit ujdzie w Radomiu, wypryski na twarzy w Kaliszu. W Konstancinie tego nie ma.” – pisze Ślotała. Poród przyszłego dziedzica odbywa się oczywiście w prywatnej klinice i jak zdradza autorka: „Konstancinianki nie zwalniają tempa także tuż po urodzeniu. U nich połóg z pięciu tygodni zostaje zredukowany do pięciu dni”.  Jak się okazuje, im dalej w las, tym więcej drzew, bo dorastanie potomstwa wcale nie ułatwia życia matkom. Autorka ujawnia wiele brzydkich prawd, które ich dotyczą. Kobieta opisuje, że dzieci nie doświadczają w domu matczynej obecności, troski i opieki, bo te praktycznie nie spędzają czasu ze swoimi dziećmi. Potomstwem od początku zajmują się niańki i opiekunki; dzieci mają nadmiar zajęć dodatkowych, a częstokroć są świadkami przemocy, która ma miejsce w ich domach. I chociaż chodzą w ubrankach za kilkanaście tysięcy do najlepszych prywatnych szkół, a ich pokoje przypominają mikropałace, to dzieci te nie wiedzą, czym tak naprawdę jest szczęśliwa i kochająca się rodzina. Dzieci mają być śliczne, mądre i nie przeszkadzać.

Z książki wyłania się naprawdę smutny obraz konstancińskich patoelit. Zdrady, przeliczanie wszystkiego (nawet dzieci) na kasę, przemoc, narkotyki, alkoholizm, brak głębszych relacji w rodzinach to chleb powszedni. Ślotała obala mit bogatych i szczęśliwych; wręcz odpycha od życia w luksusie. Autorka, przed swoją śmiercią, wielokrotnie mówiła, że jej książki nie były przychylnie przyjmowane w Konstancinie, a wpływowi ludzie starali się blokować ich wydanie. Mimo że autorka nie używa w książkach imion i nazwisk, to myślę, że każdy zainteresowany milioner, odnajdzie w opisywanych sytuacjach siebie. Zastanawiam się, czy śmierć młodej autorki rzeczywiście była spowodowana krwotokiem wewnętrznym, czy kobieta po prostu dla kogoś była niewygodna? Tego się już nie dowiemy, ale z pewnością warto sięgnąć po jej powieści, które – jak wyznała w jednym wywiadów – napisała ku przestrodze. Może, zamiast wikłać się w trudną relację z krezusem, lepiej postawić na samą siebie?

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Ewelina Ślotała, „Tajemnice Konstancina. Tom 2. Rozwódki. Matki” , Prószyński i S-ka, Warszawa, 2025.




Społeczność

Newsletter

Reklama

 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat