Ponieważ książki do recenzji wybieram na podstawie kryteriów takich jak interesujący opis, znajomy autor, dotychczasowe dzieła pisarza czy gatunek literacki, najczęściej trafiam na zarówno dopasowane do mojego gustu, jak i oferujące mi przyjemność z lektury. Jednak tylko część z nich – doprecyzowując: mała część – wyróżnia się na tle pozostałych i trafia prosto do serca. Zazwyczaj odznaczają się kombinacją rewelacyjnej fabuły i nietuzinkowego sposobu narracji.
Do owych wyjątkowych książek, które doskonale pamiętam mimo zrecenzowania kilka lat temu, należą m.in. „Soledad znaczy samotność” (wydana i zrecenzowana w 2022 roku), „Klara i słońce” (wydana i zrecenzowana w 2021 roku), „Ziemiożerczyni” (wydana i zrecenzowana w 2020 roku), „Lanny” (wydana i zrecenzowana w 2019 roku). Choć ostateczny, uczciwy werdykt będę mogła wydać dopiero po kilku latach, mam przeczucie, że właśnie dołączyła do nich powieść „Pożycie” Piotra Brencza.
„Pożycie” nie jest standardową powieścią. Mimo iż zawiera klasyczną fabułę przedstawiającą chronologiczny ciąg zdarzeń, stroni od spodziewanej narracji. Zamiast tego zdaje się zapisem myśli, strumieniem umysłu przelanym prosto na papier bez edycji, cenzurowania, ubarwiania. A ponieważ główny bohater jest skomplikowany i znajduje się w sytuacji życiowej nie do pozazdroszczenia, jego strumień myślowy jest cierpki, gorzki, słony, kwaśny, nieprzyjemny, powodujący przykrość i zmartwienia. Nie ma w nim niczego miłego. Nawet gdy bohater próbuje wykrzesać z siebie optymizm i wiarę, czytelnik nie za bardzo mu wierzy. Zresztą bohater nie wierzy sam sobie, a ponieważ czytelnik zostaje zaproszony do jego głowy, nie zaś do świata realnego, dostaje wszystko czarno na białym.
Myśli bohatera „Pożycia” są tak naturalne, realistyczne i prawdziwe, że aż trudno mi pogodzić się z faktem, iż Piotr Barszcz to nie Piotr Brencz. Znajomość pewnych myśli i dosłowne ich wyrażanie, a także podobieństwo imion i nazwisk każą mi przypuszczać, iż przynajmniej część historii lub emocji autor książki i główny bohater podzielają. Ba! sama w niektórych myślach i schematach myślenia powieściowego Piotra odnajdywałam siebie. Pewnie dlatego książka tak bardzo mi się podoba i jest dla mnie tak prawdziwa. Ludzie po prostu myślą w ten sposób. Ja niekiedy myślę w ten sposób.
Na tle powieści z topornymi, nierealnymi dialogami, słodkopierdzącymi bohaterami bez realnej osobowości i milionami postaci, które mogą być żywe tylko na papierze, „Pożycie” Brencza to… nawet nie tyle powiew świeżego powietrza, co huragan zmiatający czytelnika i wszystko dookoła niego. To angażująca, prawdziwa (tak, wiem, powtarzam się) i rewelacyjna książka, którą zarówno się rozumie, jak i czuje. Nie mam jej do zarzucenia absolutnie niczego.
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)
Piotr Brencz, „Pożycie”, Zyska i S-ka, Poznań, 2024.