Czy z alkoholizmu można się wyleczyć? Ile razy mówi się „więcej nie piję”, zanim faktycznie przestanie się pić? Co musi się wydarzyć, aby niepicie alkoholu wydało się lepszą alternatywą upijania się do nieprzytomności? Na te i podobne pytania odpowiada powieść „Ślepiec” Marcina Mikruta-Filipaka, która prezentuje historię Romana, człowieka na poziomie, szanowanego lekarza i wychwalanego za wiedzę wykładowcy, który zdaje się żyć dwoma życiami. Poziom trzyma jedynie powierzchownie, realnie zjeżdża po równi pochyłej. I wszyscy dookoła doskonale o tym wiedzą.
„Ślepiec” zaintrygował mnie nie tyle treścią – ot, kolejna z powieści o alkoholizmie, które z jakiegoś powodu bardzo lubię – co sposobem narracji. Powieść bowiem jest napisana bardzo chaotycznie. Raz narrator pewnie stwierdza, że Roman nie będzie już pił, że tym razem jego postanowienie jest ostateczne. Zaraz jednak okazuje się, że kilka ostatnich akapitów nie miało znaczenia, bo na kolejnych stronach czeka to, co czytelnik już doskonale poznał: upadek bohatera. Tak oto narracja, chociaż trzecioosobowa, wydaje się spójna z chaotycznym, pełnym wzlotów i upadków myśleniem Romana. Z tego względu zakładam, że została zastosowana przez autora celowo, aby dopełnić treść formą.
Przez całą książkę Roman naprzemiennie chce się leczyć i nie chce, kocha i nienawidzi bliskich, szanuje i pogardza przyjaciółmi. Jest bohaterem pełnym skrajności, którego trudno polubić – przynajmniej ja na żadnym etapie nie zdołałam obdarzyć go choćby cieniem sympatii. Nawet powód jego alkoholizmu nie sprawił, że spojrzałam na niego pozytywnie, choćby ze współczuciem. Prawdę mówiąc, nieźle mnie irytował podczas lektury. Miałam ochotę trafić na informację o jego śmierci, żeby tylko dowiedzieć się, że bliscy mają już święty spokój. Z tego samego powodu napisałam, że styl narracji mnie zaintrygował, a nie oczarował. Choć uważam go za dopasowany do treści, irytował mnie tak samo jak Roman. W pewnym momencie nie mogłam się doczekać końca powieści.
A skoro już jesteśmy przy finale „Ślepca”, dla mnie to najsłabszy element książki. Jest tak rozczarowujący, mdły i naciągany, że aż nie mogłam uwierzyć. Zabrakło tylko tęczy i galopujących jednorożców. Okazało się, że powieść niczego nie uczy, nie ma żadnego przesłania. Najpierw wymaga od czytelnika kilku godzin znoszenia narastającej irytacji, a potem nawet nie daje ujścia negatywnym emocjom. Lektury zatem nie polecam.
PS Jeśli szukacie względnie nowych na rynku wydawniczym powieści dotykających alkoholizmu, polecam „Otchłań”. Z kolei z nieco starszych pozycji mogę polecić „Toksyczność”, „Marcela” i „Księżniczkę”.
Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)
Marcin Mikrut-Filipak, „Ślepiec”, Novae Res, Gdynia, 2024.