Piotr Kościelny znany jest czytelnikom przede wszystkim dzięki serii o komisarzu Grzegorzu Sikorze – od „Łowcy” poprzez „Sidła”, „Pokot”, „Nagonkę”, aż do „Potrzasku”. Każda kolejna część tej serii budowała napięcie, rozbudowywała postaci i komplikowała świat przestępczy, z którym musi się mierzyć główny bohater. W tomie „Narogi” autor kontynuuje tę drogę, ale zdaje się przekraczać pewne granice – stawiając czytelnika w mrocznym, niepokojącym lustrze ludzkiej diaboliczności i cienkich granic między złem a dobrem.
W „Narogach” Kościelny wkracza na terytorium, gdzie zaginięcia przeradzają się w coś jeszcze gorszego – świat, w którym przemoc, milczenie i groteskowe dewiacje stają się kluczem do zrozumienia zbrodni. W poprzednich tomach Sikorę poznawaliśmy przede wszystkim jako twardego gliniarza, prowadzącego intrygę kryminalną – tutaj autor dodaje warstwę psychologiczną i metafizyczną, celując w strach, który przenika bohatera. Dodatkową postacią jest również syn Sikory – Piotruś. Troska o synka sprawia, że komisarz pokazuje nie tylko twarz bezlitosnego gliny, ale również kochającego ojca. Mam wrażenie, że w „Narogach” bohater staje się bardziej ludzki niż kiedykolwiek: twardy, lecz zraniony; cyniczny, lecz wciąż podążający za resztkami moralności. Autor nie unika ukazywania jego słabości: strachu, ambiwalencji, rozterek, wątpliwości.
W „Narogach” zło nie kryje się wyłącznie w cieniu – tu objawia się w pełnej formie. Kościelny sięga po motywy kanibalizmu, kazirodztwa, perwersji i milczenia jako formy potęgi. W relacjach ofiara – oprawca – milczenie staje się narzędziem zła, a tajemnica przeradza się w akt destrukcji. Nic tu nie jest jednowymiarowe; autor nieustannie gra cieniem i refleksją: możemy dostrzec w nich ludzkie pierwiastki, skrzywione motywacje, traumy, które je doprowadziły do okrucieństwa. Zło staje się tu jak żywa tkanka – czasem niemal „normalne”, ale w swej ekstrawagancji przerażające.
Piotr Kościelny naprawdę nie oszczędza swoich czytelników, serwując im sceny z pogranicza makabry. Miejscami odniosłam wrażenie, że autor mocno przesadził, a granice dobrego smaku zostały przekroczone. Smażenie steków z ludzi; narzekanie, że mięso jest mniej lub bardziej krwiste, mnie szokuje i powoduje odrzucenie. Mam wrażenie, że w tym tomie, zamiast dreszczyku konsekwentnie budowanego napięcia, dostałam efektowne okrucieństwo znane mi dotychczas ze starych horrorów Koontza lub Mastertona. Chciałam przeczytać dobry, policyjny kryminał, a nie coś takiego. Nie wspomnę już o wątku Anieli, Tomasza i Doroty, i ich chorego, kazirodczego związku, z którym wiązało się przywożenie mężczyzn na stosunek do upośledzonej, otyłej kobiety. To również mocno nadwyrężyło moje granice dobrego smaku.
„Narogi” to książka, którą wypada ocenić jako bardzo odważną – Kościelny nie bawi się w kompromisy. W porównaniu z wcześniejszymi tomami cyklu o Sikorze książka stawia granice znacznie dalej, wchodząc w rejony, które można określić jako diaboliczne. Zło już nie czai się w cieniu – jest obecne, namacalne, brutalne. A przy tym czytelnik wciągnięty zostaje w grę psychologiczną. Kim są ci, którzy łamią, i kim są ci, którzy próbują ich zatrzymać?
Sikora w „Narogach” staje się bohaterem trudniejszym, bardziej skomplikowanym, a jednocześnie bardziej ludzkim – walczy nie tylko z przestępcą, lecz z samym sobą, ze strachem, z cieniem, który może okazać się równie niebezpieczny jak każdy zbrodniarz. Z kolei postacie zła często odsłaniają swoje motywacje w zakamarkach psychiki i nawet w ich okrucieństwie można dostrzec zwoje traum i złamanych relacji.
Dla czytelników, którzy lubią, gdy kryminał miesza się z horrorem moralnym i kiedy strach nie zostaje tylko na marginesie fabuły, „Narogi” będą lekturą magnetyczną. Ale to także książka, która może podzielić – dla niektórych będzie zbyt ekstremalna (do tej grupy należę również ja), dla innych zostanie szczytem gatunku. Mimo to – warto się zmierzyć z tą lekturą.
Anna Stasiuk
Piotr Kościelny, „Narogi”, Skarpa Warszawska, Warszawa, 2025.